Na Straży

Czasy trudne

Nie ulegajmy wpływom świata

„Albo czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was
i którego macie od Boga, i że nie należycie też do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni.
Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym”
– 1 Kor. 6:19-20 (NP).

Apostoł Paweł, rozpoczynając ostrzeżenie do Tymoteusza, a także i do nas, napisał: „A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy”. Słowo „trudne” nie wydaje się w tym kontekście zbyt groźne, w końcu spotyka nas w życiu wiele trudności, które zazwyczaj pokonujemy. Są to przeszkody do pokonania. Tymczasem greckie słowo, które tłumacze przetłumaczyli w tym miejscu jako „trudne”, ma trochę inne znaczenie niż w języku polskim. Na przykład w Ew. Mat. 8:28 słowem tym są określeni opętani Gergezeńczycy, którzy byli „napastliwi, niebezpieczni, groźni, dzicy, okrutni”, tak że nikt nie mógł koło nich przejść bezpiecznie. Słowniki podają, że słowo to można przetłumaczyć także jako „brzydka, gnijąca rana”. W zasadzie fragment ten powinien brzmieć: „A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną czasy niebezpieczne, napastliwe, okrutne i groźne”. Tak więc Apostoł Paweł opisuje czasy, w których zło będzie szczególnie napastliwe i groźne dla naśladowców Chrystusa. To nie są trudne czasy, to są niebezpieczne czasy, w których zło aktywnie jest promowane i akceptowane. Dożyliśmy czasów, o których mówi prorok Izajasz 3:9: „Zuchwałe ich oblicze świadczy przeciwko nim, a o swoim grzechu mówią bez osłonek jak Sodomczycy, nie ukrywają go. Biada ich duszy, gdyż sami zgotowali sobie nieszczęście!”.Grzech jest wszechobecny i przedstawiany jest jako wyższa forma społeczeństwa opartego na tolerancji. Niestety trendy, poglądy i mody w otaczającym nas społeczeństwie wpływają na nasze rodziny i zbory. Grzech lub ludzkie poglądy na rodzinę lub rolę zboru są tak wszechobecne, że czasem nieświadomie możemy zacząć je traktować jako coś pożądanego, właściwego i dobrego dla nas. Coś, co jest powszechne, staje się normą.

Apostoł Paweł bardzo mądrze nie mówi o objawach, ale obnaża przyczyny niebezpiecznych czasów ostatecznych. Pisze on, że „ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni, bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący tego, co dobre, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż Boga, którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj. Albowiem z nich wywodzą się ci, którzy wdzierają się do domów i usidlają kobiety opanowane przez różne pożądliwości, które zawsze się uczą, a nigdy do poznania prawdy dojść nie mogą” – 2 Tym. 3:2-7.

Samolubstwo

Samolubstwo jest podstawą, od której zaczyna się upadek. Dożyliśmy czasów, w których każdy człowiek, przynajmniej w cywilizacji zachodniej, domaga się swoich praw; dożyliśmy czasów, w których centrum stała się jednostka ludzka oderwana od społeczności, w której żyje. Samolubstwo we współczesnej formie jest bardzo niebezpieczne, nawet w zborach pojawia się zdanie, że „by móc kochać innych, najpierw trzeba pokochać siebie”. Ładnie brzmiące zdanie, które nie ma nic wspólnego z duchem ewangelii, duchem służby i poddaństwa. Miłość własna skupiona jest na własnym Ja, na indywidualnym dobrostanie z pominięciem innych ludzi lub nawet ich kosztem. Tymczasem duch Chrystusowy to duch służby i pokory. Służby braciom, społeczności i wyparciu się własnego ja.

Zastanówmy się, jak samolubstwo może wnikać do naszych rodzin. Współczesne małżeństwo w świecie opiera się na skupieniu na zaspakajaniu własnych, ewentualnie wzajemnych potrzeb. Pozornie brzmi to dobrze. Ale czy rzeczywiście taka jest rola małżeństwa? Ap. Paweł porównuje Kościół do rodziny, w której mąż symbolizuje Jezusa, a żona Kościół. Efezj. 5:22-33: „Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak Chrystus Głową Kościoła, ciała, którego jest Zbawicielem. Ale jak Kościół podlega Chrystusowi, tak i żony mężom swoim we wszystkim. Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, gdyż członkami ciała jego jesteśmy. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła. A zatem niechaj i każdy z was miłuje żonę swoją jak siebie samego, a żona niechaj poważa męża swego”.

Zauważmy jak Pismo Święte układa stosunki małżeńskie, żona szanuje męża i okazuje mu to przez uległość, mąż dba, by żona była pełna chwały, żywiąc i pielęgnując ją kosztem poświęcenia własnego komfortu. Dwa słowa podsumowują ten fragment: poświęcenie męża i będący tego konsekwencją szacunek dla niego ze strony żony. Czy potrafimy sobie wyobrazić sytuację, w której zwracamy uwagę Chrystusowi albo kłócimy się z Nim? W takim razie, dlaczego to się zdarza w chrześcijańskich rodzinach? Bo zamiast miłości pojawiało się samolubstwo.

Podobnie w zborach można zauważyć postawę roszczeniową wobec współbraci lub starszych. Postawa: „słuchać będę tych starszych, których lubię”, „głosować będę na tych starszych, których lubię”. W zborze podstawą oceny postępowania innych powinna być wierność zasadom biblijnym i poświęcenie dla Prawdy i braci. Nasze emocje oparte o kryterium „lubię albo nie lubię” tego brata nie powinny wpływać na nasze wybory.

Pieniądze

Następnym niebezpieczeństwem jest „miłość pieniędzy”. Od XIX w. nastąpiło przewartościowanie pragnień społeczeństw – symbolem wolności stał się pieniądz. Mimo że przeciętnie na świecie żyje się ludziom łatwiej i lepiej niż sto lat temu, to jednak często nie uświadamiamy sobie, że rozwarstwienie społeczne jest równie silne jak na przełomie wieków XIX i XX. Pogoń za pieniądzem stała się motywem życia wielu ludzi. W pogoni tej łatwo jest zgubić rodzinę lub zbór. W 1 Tym. 6:6-10 czytamy: „I rzeczywiście, pobożność jest wielkim zyskiem, jeżeli jest połączona z poprzestawaniem na małym. Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym. A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy, ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia”. Ciekawa myśl zawarta jest w tym fragmencie: „pobożność jest zyskiem, jeśli połączona jest z samoograniczeniem się”. Jest to wielka umiejętność w czasach powszechnego konsumpcjonizmu. Tym, który w rodzinie poświęca się zarabianiu, tradycyjnie jest ojciec, choć nie jest to już regułą. Zastanówmy się, co nasze dzieci wolą: nową zabawkę, nowe jeansy czy by poświęcić im czas na wspólną zabawę? Ile czasu poświęcamy miłości pieniędzy, a ile miłości rodzinnej? To są trudne wybory, ale warto, by były podejmowane świadomie i by zadawać sobie pytanie: Co mnie motywuje do takich, a nie innych wyborów? Gdzie są moje wartości i co jest dla mnie najważniejsze? Czy naprawdę muszę należeć do rzeszy „bezmyślnego stada owiec” aspirujących do wyższego statusu. Najsilniejszym motorem sprzedającym produkt jest niezadowolenie z tego, co się ma. Jeśli reklama zdoła wzbudzić w ludziach dyskomfort niezadowolenia z obecnej sytuacji, pojawia się potrzeba, którą zaspakaja dany produkt.

Miłość pieniędzy w sposób bezpośredni przekłada się także na nasze zbory. Mam tu na myśli nie tylko starszych i członków, którzy nie mogą się odpowiednio przygotować do nabożeństwa lub co gorsza przyjść na nie, bo pracują. Myślę o wpływach na „pracę Pańską”, bo zauważyłem, że coraz częściej akceptujemy pogląd, iż „chcę wiedzieć, na jaki konkretny cel zostaną wydane moje pieniądze”. Czyli mówiąc inaczej, na organizację konwencji dam pieniądze, ale np. na „ogólną pracę Pańską” nie dam. Zadajmy sobie pytanie, dlaczego tak jest. Czym się kieruję, tak myśląc?

Chełpliwi i pyszni

Następnie czytamy, że ludzie będą chełpliwi i pyszni. Chełpliwy jest człowiek, który chwali się, przypisuje sobie cechy, których nie ma. W. Barcley pisze, że grecki wyraz tu użyty wskazuje na osoby, które wzbudzają zaufanie, choć nie są tego godne oraz obiecują różne rzeczy, choć nie są w stanie spełnić tych obietnic. Współczesny świat jest pełen ludzi chełpliwych, którym wydaje się, że wszystko wiedzą i mają odpowiedź na każde pytanie. W 1 Kor. 8:1 czytamy: „Poznanie nadyma, ale miłość buduje”. Werset ten jest często cytowany w oderwaniu od kontekstu dla uzasadnienia, że nie należy zastanawiać się nad doktrynami i naukami biblijnymi. Tymczasem byłby to dziwny wniosek w świetle całego Pisma Świętego, które w wielu miejscach nawołuje do zdobywania mądrości i wiedzy – Biblia częściej nawołuje do nabywania mądrości niż miłości! Kontekst wskazuje, że byli w Koryncie bracia, którzy mieli powierzchowne poznanie (wiedzieli, że mięso ofiarowane bałwanom nie ma znaczenia) i wykorzystywali je dla własnej wygody. Prawdziwa, głęboka znajomość Prawdy uświadamia nam, jak wiele jej szczegółów jeszcze nie znamy i buduje poczucie pokory i uwielbienia dla mądrości Bożej. Tak więc, przenosząc słowa napisane do Tymoteusza na grunt zagrożenia, które może dotykać nasze zbory – unikajmy postawy osoby, która mówi, zanim usłyszy pytanie; postawy wywyższania się i chwalenia swoimi zasługami lub stażem bycia w Prawdzie. Niech inni nas chwalą, widząc nasze dobre uczynki.

W rodzinie chełpliwość objawia się także udawaniem, że jesteśmy inni, niż jesteśmy w rzeczywiście (bogatsi, mądrzejsi, bardziej wolnościowi). To udawanie będzie objawiać się w pragnieniu przebywania w towarzystwie osób bardziej cenionych, znanych, bogatych, a pomijaniu osób starszych, biedniejszych, mniej wykształconych. Niestety, zauważam podziały w Kościele Bożym ze względu na wykształcenie i zamożność. Z jednej strony jest to naturalne, że z osobami o podobnym statusie mamy wspólne tematy – ale, gdy przechodzimy na rozmowę na tematy duchowe, zasada ta przestaje działać. Można wiele ciekawych i budujących myśli usłyszeć od bardzo prostych, ale za to głęboko wierzących braci.

Pycha

Chełpliwość prowadzi do pychy lub jest jej objawem. Pyszny jest człowiekiem wyniosłym i okazującym pogardę innym, człowiekiem aroganckim. Człowiek pyszny może nawet dużo mówić o pokorze, nawet może zewnętrznie wydawać się niezwykle pokorny, ale w sercu będzie miał pogardę dla innych.

W rodzinie cecha ta niszczy związki małżeńskie. Nie da się żyć z kimś, kim się pogardza, natomiast łatwo się żyje z kimś, kogo się podziwia. Ktoś mógłby spytać: Ale jak mam podziwiać mojego męża, żonę, skoro nie ma za co jej podziwiać? Nie ma takiego chrześcijanina, którego nie można by za wiele cech podziwiać. Problem jest po naszej stronie, po stronie osoby obserwującej – na czym się skupiamy, czy zauważamy kontekst i postęp drugiej osoby. Na ile ja pomagam partnerowi, by można go podziwiać, a na ile przeszkadzam?

Pycha połączona z pogardą może także zamieszkać w naszych zborach. Zastanówmy się, jak traktujemy np. katolików. Oczywiście, podobnie jak ap. Paweł na Areopagu, będziemy się oburzać na ich bałwochwalstwo, ale jeśli tylko na tym byśmy poprzestali, to może nas to doprowadzić do poczucia wyższości. Ap. Paweł, odczuwając wewnętrzne obrzydzenie do bałwochwalstwa Ateńczyków, zaczął im głosić ciężką dla nich prawdę, że są bałwochwalcami. Człowiek pyszny powiedziałby: „Jest tu takie bałwochwalstwo, że nie ma sensu głosić im Ewangelii, bo nie są w stanie jej przyjąć”. Słyszeliśmy kiedyś takie zdanie?

Bluźnierstwo

Chełpliwość i pycha w naturalny sposób prowadzą do bluźnierstwa. Bluźnierstwa nie tylko wobec Boga, bo przestaje mi On być potrzebny, ale także wobec ludzi. Człowiek bluźniący przypisuje Bogu lub innym ludziom cechy poniżające ich, deprymujące. W dzisiejszych czasach jest sporo bluźnierców, którzy obwiniają Boga o bierność i niereagowanie na to, co się dzieje na świecie, aż po świadomych i aktywnych ateistów. Nie na nich będę się skupiał, ale raczej chciałbym pokazać kilka przykładów, kiedy bluźnimy wobec bliźnich. Najpopularniejszą formą bluźnierstwa jest obmowa. Chciałbym podkreślić, że obmowa jest za każdym razem, gdy coś mówimy o innych w zamiarze szkodzenia im, uwydatnienia ich złych cech. Dlaczego ludzie źle sobie życzą i szkodzą sobie nawzajem? By być docenionym, można wybrać dwie drogi: pierwsza, trudniejsza, polega na ciągłym samodoskonaleniu się, druga droga, łatwiejsza, polega na obniżeniu wartości innych, by na ich tle się pokazać lepszym.

Formą takiego bluźnierstwa wobec drugiej osoby w rodzinie jest nieustanne współzawodniczenie w wytykaniu sobie błędów. Wydaje się, że niektórzy mają w tym szczególną przyjemność. Być może zrobilibyśmy daną rzecz lepiej, ale skoro ktoś inny włożył swój wysiłek i czas, to nawet jeśli wynik jego pracy jest daleki od doskonałości, to powinniśmy to docenić. Czasem bywa tak, że gdy dziecko przyniesie ze szkoły świetne świadectwo z samymi szóstkami, a wśród nich będzie jedna trójka, to rodzice będą skupiać się na tej trójce. Czy chcielibyśmy, by Chrystus skupiał się na naszych niedociągnięciach? Dzięki Jego łasce jesteśmy usprawiedliwieni, czyli pewne nasze upadki i niedociągnięcia wynikające z ograniczeń ciała są pomijane. Czy potrafimy nie zauważać niedociągnięć współmałżonka? Życie rodzinne, jak i zborowe nie może być pasmem uwag i wypominania upadków, bo z taką osobą nie da się mieć pokoju.

Nieposłuszni rodzicom

Dalej czytamy, że ludzie będą nieposłuszni rodzicom. Ktoś powie, że zawsze tak było, że był konflikt pokoleń. Owszem, ale nigdy wychowanie bezstresowe nie było obowiązującym modelem wychowania. Dlaczego dzieci w czasach ostatecznych są nieposłuszne rodzicom? Bo rodzice nie poświęcają im wystarczającej ilości czasu i wyrzuty sumienia przykrywają bezkrytycznym zaspakajaniem ich zachcianek. Z drugiej strony, jeśli dziecko widzi, że rodzic nie szanuje innych ludzi, to uczy się od niego tej postawy. Wychowanie dziecka jest obowiązkiem i przyjemnością dla rodziców, tymczasem często zajmuje się tym niańka, przedszkole, szkoła, telewizja, Internet i rówieśnicy. Szacunek w dziecku wyrabia się od najmłodszych lat, także do najważniejszego Ojca – Pana Boga. Obowiązkiem Izraelity, zapisanym w Księgach Mojżeszowych było wychowywać dzieci w bojaźni Bożej. Czy dziecko jest wychowywane w bojaźni Bożej, gdy nie widzi, że rodzice modlą się przed posiłkiem?

W swoim liście apostoł Jan kieruje napomnienia do ojców i dzieci – zdaje się, że chodzi tam o wiek w Prawdzie. Jednak mamy także ojców w Prawdzie w innym znaczeniu – zazwyczaj są to starsi od nas bracia, doświadczeni życiowo i mający znajomość Prawdy. Czy szanujemy ich? Szacunek do innych wyrażamy w gotowości wysłuchania ich i próby zrozumienia. Słuchajmy osób doświadczonych – to, że nie mają one aktualnego wykształcenia lub nie znają najnowszych technologii, nie ma najmniejszego wpływu na ich mądrość, czyli zdolność podejmowania decyzji wynikających z doświadczeń życiowych i znajomości Prawdy.

Niewdzięczność

Dalej ap. Paweł pisze także o ludziach niewdzięcznych. Niewdzięczność jest bardzo przykrą cechą. Rani ona nasze uczucia, pozostawiając głębokie urazy. Niewdzięczność pojawia się, gdy jesteśmy przekonani, że wszystko nam się należy. Słowa „należy mi się to” są raniące, ponieważ stawiają nasze „ja” wyżej niż drugiego człowieka. Każdy z nas ma mnóstwo długów wobec Pana Boga, braci, rodziny i innych ludzi. Gdy zaciągniemy kredyt w banku, to ciężko pracujemy, by go spłacić. A jak spłacamy nasze codzienne małe długi wdzięczności w rodzinie lub w zborze? Słowo dziękuję lub pochwała potrafią spowodować cuda. Gdyby w małżeństwie i zborach było więcej wdzięczności, o wiele łatwiej by nam się żyło. Problemem wdzięczności jest to, że trzeba umieć zauważać zalety i wysiłek drugiej osoby. Zmienić postawę „należy mi się” na postawę „nie zasługuję na to”. Czy zasługujesz na takiego męża lub żonę, jaką masz? Czy zasługujesz na łaskę bycia w społeczności z naśladowcami Chrystusa? Na obydwa te pytania Biblia odpowiada nam, że nie – nie zasługujemy na to. Zarówno powołanie, jak i żona, mąż są darem od Pana. Gdy kiedyś spotkamy się z Panem, będziemy głęboko zdziwieni, gdy zobaczymy, ile w życiu osiągnęliśmy własnym wysiłkiem, a ile z łaski Bożej. Darczyńcy zazwyczaj jest niezmiernie miło, gdy doceniamy jego gest. W przypadku chrześcijanina to jest znacznie więcej niż tylko gest, to w pełni niezasłużona łaska bycia w społeczności z Bogiem. Dlatego bądźmy wdzięczni i w modlitwach więcej dziękujmy niż prośmy.

Bezbożni

W końcu Apostoł mówi o ludziach bezbożnych. W języku greckim bezbożny oznacza człowieka, który łamie nie tylko pisane prawo, ale także niepisane obyczaje. Bezbożny to człowiek, który skupiony na własnych pożądliwościach stara się je zaspokajać. Wystarczy włączyć TV lub Internet, by zobaczyć propagandę bezbożności. Powstaje pytanie, jak my się odnosimy do tej bezbożności. Brzydzimy się nią? Lekceważymy? Czy może mniej lub bardziej świadomie ją akceptujemy? Jedynym sposobem walki z bezbożnością jest obrzydzenie jej sobie. Być może ktoś powie: Ale ja się brzydzę bezbożnością! Naprawdę? A co wczoraj oglądałeś w TV lub Internecie? A czy twoje zachowanie, strój uwzględniają zwyczaje społeczności, do której należysz? Dzisiaj szokowanie i przekraczanie norm stało się modnym sposobem zwrócenia na siebie uwagi. Bądźmy konserwatywni w zachowaniu i zwyczajach, a i tak poprzez wpływ świata będziemy skrajnie liberalni w porównaniu do naszych dziadków.

Bez serca

Następnie ap. Paweł pisze, że ludzie będą „bez serca”. Określenie to odnosi się szczególnie do relacji rodzinnych. W tych strasznych czasach ludzie są tak zajęci sobą, że nawet najbliższe więzy rodzinne przestają się liczyć. Skąd się biorą rozwody? Właśnie z tego powodu, bo czując się niezależnymi finansowo, chcemy być niezależni także od innych osób. Osoba taka nie potrzebuje wsparcia innej osoby. Robić coś bez serca oznacza także działanie bez przekonania. Czy z sercem chodzimy na nabożeństwa? Czy ciągnie nas do społeczności ludu Bożego? Czy chętnie czytamy Biblię? Czy mamy serce do dobrych rzeczy, czy może wręcz przeciwnie, będąc bez serca, skupiamy się na byciu wolnymi i niezależnymi? Nauką biblijną jest, że każda działalność duchowa w pierwotnym Kościele była przypisana do któregoś ze zborów, który autoryzował ją, ale i kontrolował w razie potrzeby. Apostoł Piotr musiał się tłumaczyć w Jerozolimie, dlaczego ochrzcił dom Korneliusza. Stosujmy zasady Boże, bo jesteśmy potrzebni społeczności i żyjemy w społeczności chrześcijańskiej.

Nieprzejednani

Ludzie bez serca często są także nieprzejednani. Osoba nieprzejednana to taka, która pielęgnuje urazy do innych. To osoba kłótliwa i tak zawzięta w nienawiści, że aż niezdolna do pogodzenia się. Z drugiej strony osoby nieprzejednane według użytego tu słowa greckiego mogą oznaczać takich, którzy łamią warunki układu i zgody, jaką zawarli. Wzajemne urazy zniszczyły niejedno małżeństwo. Wypominanie sobie potknięć nawet z wczorajszego dnia nie ma sensu, a co dopiero sprzed kilku lat. Zasadą biblijną jest: „Niech słońce nie zachodzi nad rozgniewaniem waszym”. Wszystko, co trwa dłużej, jest nieprzejednaniem.

A w zborze? Przy obchodzeniu Pamiątki Ostatniej Wieczerzy powtarza się, że trzeba wyczyścić stare kwasy i pogodzić się ze wszystkimi. Ale pojawia się pytanie, skąd się w nas wziął ten stary kwas. I jak długo go w sobie nosimy? Im dłużej żywimy do kogoś uraz, tym bardziej on rośnie. Wyjaśniajmy wszystkie nieporozumienia od razu na bieżąco, a nasze życie będzie łatwiejsze i piękniejsze. Chrońmy się przed byciem nieprzejednanym, bądźmy skłonnymi do zgody i potrafiącymi cierpieć dla pokoju, rezygnując ze swoich praw.

Oszczercy

W końcu ap. Paweł pisze o oszczercach. Greckie słowo oznaczające oszczercę brzmi „diabolos”, czyli diabeł. I właśnie diabeł jest patronem i zwierzchnikiem wszystkich oszczerców. Jest wiele osób, które nigdy nic nie ukradły ani nie zrobiły niczego bardzo złego, ale specjalizują się w oszczerstwach, insynuacjach, obmowach. Oczywiście możemy zauważać pewne trendy, które nam się nie podobają, ale nie powinniśmy bezpodstawnie przypisywać ich konkretnym ludziom. Oszczerstwo często bierze się z błędnie odczytanych intencji drugiej osoby. Choć tak naprawdę, jak możemy właściwie osądzić czyjeś intencje, nie potrafiąc czytać w czyimś sercu? Ile razy te niewłaściwie rozpoznane intencje psują atmosferę w rodzinie. „Bo ty jesteś taka a taka”. „A ty nigdy nie interesujesz się moimi sprawami”. Nie przypisujmy sobie nawzajem złych intencji, bo zazwyczaj są to bezpodstawne oskarżenia.

Także w zborze uważajmy na oszczerstwa. Gdy ktoś przychodzi do nas, by skarżyć się na innych zborowników, warto takiej osobie zadać jedno pytanie: Dlaczego mi to mówisz? Jaka jest droga Pańska i czy ją wykorzystałaś? Czego ode mnie oczekujesz?

Niepowściągliwi

Następnie ludzie sąniepowściągliwi, czyli nie potrafiący zapanowaćnad sobą. Jest to określenie doskonale pasujące do uzależnienia, które rządzi człowiekiem. Z drugiej strony powściągliwośćto umiar, to umiejętnośćprzestawania na tym, co sięma. To cnota samoograniczenia się. W gruncie rzeczy cała droga chrześcijanina polega min. na wyrobieniu sobie silnej woli postępowania zgodnie z zaleceniami Pana. Tak więc niepowściągliwy to ktoś, kto nie potrafi siępowstrzymaćod czegoś. W zborze może to byćniepowściągliwy brat, który ciągle wraca do jakiejśulubionej myśli i za każdąodpowiedziąpodkreśla tęmyśl lub naukę– czasem nawet wbrew woli zboru. Spotyka siętakże osoby, które mówią: „Jestem, jaki jestem i musisz znosićmój wybuchowy charakter”. Czasem nawet tłumaczymy innych wrodzonymi skłonnościami charakteru. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że osoba taka jest niepowściągliwa – tym różnimy sięod zwierząt, że potrafimy panowaćnad naszymi emocjami. Czasem samo nazwanie pewnej postawy i uświadomienie jej sobie ma wpływ uzdrawiający na nasze życie. (cdn.)