Na Straży

Z wizytą, wraz z Piotrem, u pierwotnych świętych

„Jako żywe kamienie”

Dzieje Apostolskie 9:31-43 „Uzdrawia cię Jezus Chrystus”

Prześladowanie, które rozproszyło uczniów z Jerozolimy na całą Judeę, a którego Paweł był jednym z przywódców, ustąpiło krótko po jego nawróceniu i zapoczątkowało okres spokoju, odpoczynku, pouczania itd., jak wspomniano w pierwszym wersecie naszej lekcji. Nawrócenie Pawła mogło być z tym związane, lecz z całą pewnością bardziej związane było to z niepokojem, jaki zapanował między Żydami a ich rzymskimi władcami.

Około 38 r. n.e. cesarz Kaligula, który niedługo wcześniej wstąpił na tron, wydał rozkaz, aby jego posągi zostały ustawione w różnych częściach cesarstwa i by oddawano mu cześć. Niektórzy Żydzi zrozumieli z tego rozkazu, że wizerunki takie zostaną ustawione w Jerozolimie, a nawet w samej świątyni, jak i w innych miejscach, więc ich wzburzeniu oraz niepokojom nie było końca. Zgromadzali się tłumnie, młodzi i starzy, błagając lokalną władzę, aby wstawiła się za nimi, ażeby nie dozwolono na takie zbezczeszczenie ich świętego przybytku, świętego miasta oraz świętej ziemi. Mówiąc o jednym z takich protestujących zgromadzeń, historyk podaje, że „Wielki tłum, zorganizowany w sześć kolumn składających się ze (1) starszych kobiet, (2) gospodyń, (3) służących, (4) starszych mężczyzn, (5) mężczyzn w sile wieku oraz (6) chłopców, zgromadził się przed pałacem prokuratora i rzucił się na ziemię, z dzikim i żałosnym krzykiem rozpaczy, gdy ten pojawił się na balkonie. Zadeklarowali, że umrą, ale nigdy na to nie pozwolą. Petroniusz [gubernator] uczynił wszystko, co w jego mocy, by cesarz zmienił edykt, ale zdołał wywalczyć jedynie rozkaz, by świątynia pozostała nietknięta. Jednak wiele pomników zostało wzniesionych przy jej bramach i nadeszła wieść, że wszystkie synagogi w Aleksandrii zostały zmienione na świątynie cezara. Taki stan rzeczy trwał do stycznia 41 r. n.e., kiedy to 24 dnia tego miesiąca Kaligula został zamordowany”.

Nie jest zaskoczeniem, że takie zewnętrzne prześladowanie, ingerencja w ich własne religijne ceremonie oraz wolność sprawiły, że Żydzi zmniejszyli prześladowania chrześcijan, co dało już wspomniany okres spokoju. Prześladowcy nie lubią sami być prześladowani. Ci, którzy mają zmysł Chrystusowy, nigdy nie są prześladowcami; uważają oni za swój święty obowiązek nie współpracować, nie pomagać w rzeczach, które uważają za złe; czasem mogą uznać za konieczne czy stosowne potępić zło oraz wykazać jego sprzeczność, a w niektórych przypadkach wskazać na prowodyrów tych złych nauk czy uczynków – jak uczynili to kilka razy w swoich listach apostołowie. Lecz jeżeli chodzi o prześladowanie innych, lud Pański nie może brać w tym udziału; jesteśmy powstrzymywani przez ducha miłości, zmysł Chrystusowy, który poucza nas, że mamy czynić innym tak, jak chcielibyśmy, by inni czynili nam – jest to nasza Złota Reguła, nasze „doskonałe prawo wolności”.

Z zapisu odczytujemy, że zbory budowały się. Określenie „budowały” przywołuje na myśl konstruowanie, wznoszenie czegoś. Rozumiemy zatem, że ten czas pokoju był czasem budowania się pomiędzy maleńkimi grupkami Pańskiego ludu w Palestynie. Kościół może się budować na dwa sposoby – ilościowo, ale także w łaskach ducha. Najwyraźniej młody Kościół budował się na obydwa te sposoby. Wzrastał zarówno w ilości, jak i w łasce. To, że budował się też w łasce, widać w następnych słowach, które mówią, że wierzący żyli w bojaźni Pańskiej i byli wspomagani przez Ducha Świętego.

Pismo Święte zapewnia nas, że bojaźń Pańska jest początkiem mądrości (Psalm 111:10) – nie wyrachowany strach, ale bojaźń pełna czci, nie strach, że Pan jest zły zamiast dobry, nie strach, że będzie wiecznie dręczył czy w inny sposób niesprawiedliwie postępował ze swoimi wrogami, ale cześć dla Pana, która uznaje Jego wielkość i dobroć, docenia je oraz lęka się czynić cokolwiek, co byłoby dla Niego niemiłe oraz oddzieliłoby od Jego miłości i łaski. Ten właściwy rodzaj strachu, który jest początkiem mądrości nigdy nie zostanie utracony, dopóki jest mądrość. My, stworzenia z prochu, którzy jesteśmy „z przyrodzenia dziećmi gniewu, jako i drudzy” [Efezj. 2:3], przeobrażeni i odnowieni wyłącznie przez Pańską łaskę, moc i prawdę, nigdy nie możemy stracić z oczu naszej własnej małości i niewystarczalności, a także naszej całkowitej zależności od Pańskiego miłosierdzia i łaski. Stracenie tego z oczu z pewnością oznaczać będzie nasz upadek. Dlatego, mimo że apostoł deklaruje, iż doskonała miłość precz odrzuca bojaźń, rozumiemy, że pisząc to, ma na myśli przerażenie raczej niż pełną czci bojaźń. Doskonała miłość odrzuci przerażenie oraz niewolniczy strach, a będzie rozwijać, pobudzać i zwiększać naszą cześć dla Pana, aby, jak ponownie oświadcza apostoł, nawet zaawansowani chrześcijanie, którzy pozbyli się niewolniczego strachu, z miłości Bożej i pragnienia bycia Mu miłymi oraz osiągnięcia celu, który On dla nas przewidział, mieli się „na baczności, aby się nie okazało, że ktoś (…) pozostał w tyle” (1 Jana 4:18; Hebr. 4:1).

Ale cześć dla Boga nie była jedyną łaską rozwiniętą w pierwotnym Kościele. Do tego dodano pociechę Ducha Świętego (użyte słowo „ghost” [dotyczy przekładu angielskiego – przyp. tłum.] jako tłumaczenie greckiego słowa pneuma jest bardzo niefortunne i mylące dla angielskich czytelników. Słowo to nigdy nie powinno być używane. Pneuma zawsze powinno się tłumaczyć na „spirit”*). Duch Święty jest duchem, zmysłem, rozporządzeniem Bożym, a pierwotny Kościół rozwijał go w swoich sercach chodząc w nim, czyli żyjąc nim. Słowo pociecha oznacza zjednoczenie, scementowanie, wspólne wzmocnienie, a zatem myślą całego tego fragmentu jest, że Kościół nie tylko pomnażał się pod względem ilości, będąc budowanym jako Boży święty Kościół, czyli świątynia, ale także to, że „żywe kamienie” były cementowane, czyli łączone ze sobą przez Ducha Świętego. Jest to dobitne i obrazowe przedstawienie chwalebnego stanu pierwotnego Kościoła. Do tego powinien dążyć drogi Pański lud, gdziekolwiek się znajduje także dzisiaj. Zaiste, jest to tak samo prawdziwe o prawdziwym Kościele Chrystusowym teraz, jak było i wtedy.

Myśl o wspólnym budowaniu się, wzrastaniu itd., zastosowana do jednostki, oznacza jej własną budowlę wiary, która, jak mówi nam apostoł, ma składać się ze złota, srebra i drogich kamieni – Boskiej prawdy i charakteru – z której powinno być wyrzucone całe drewno, siano i ściernisko błędu, grzechu i zakłamania. Tę samą myśl można zastosować do zgromadzeń Kościoła w nieco inny sposób, ponieważ każde małe zgromadzenie Kościoła może być uważane za przejściową świątynię, czyli miejsce przebywania Boga na świecie, przedstawionego przez zamieszkującego Ducha Świętego. W jeszcze szerszym znaczeniu cały Kościół w każdym okresie może być uważany z świątynię Boga, w której On przebywa i przez którą przemawia do tych, którzy mają uszy ku słuchaniu. Właśnie w tym sensie siedem zborów z Objawienia przedstawia Kościół Pański na całym świecie w siedmiu różnych okresach historii. Lecz wyraźnie zapamiętajmy, że żadne z tych właściwych zastosowań słowa „świątynia” nie przeszkadza wcale znacznie większej i znacznie poprawniejszej myśli dotyczącej Boskiej Świątyni, Kościoła.

Jeszcze dokładniejsza myśl odnosi się do uwielbionego Kościoła, który nie tworzy się, nie buduje podczas Wieku Ewangelii, ale zostanie stworzony niezwłocznie przy wtórej obecności Pana i zgromadzeniu przy Nim Jego świętych. Zauważmy, że w tej ostatniej myśli każdy z Pańskich naśladowców jest symbolicznie „żywym kamieniem”, który jest obecnie wycinany, obrabiany, polerowany, przygotowywany do chwalebnej Świątyni, której budowa jest odłożona do końca wieku, kiedy, jak w figuralnej świątyni Salomona, każda część będzie pasowała do innych z wielką dokładnością, „bez dźwięku młotów” [1 Król. 6:7 KJV] – bez nawet najmniejszej konieczności, by przyciąć czy wymienić którykolwiek z tych zupełnych kamieni, z których wszystkie wspólnie ustanowią chwalebną Świątynię Bożą, która zostanie wypełniona Jego obecnością w najpełniejszym i najzupełniejszym sensie oraz która ustanowi ośrodek błogosławienia i pouczania wszystkich narodów ziemi podczas Tysiąclecia: „nowe Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Boga”– 1 Piotra 2:4-7; Obj. 21:27,10; 1 Król. 6:7.

„Do świętych, którzy mieszkali w Liddzie”

Z zapisu widzimy, że mimo iż apostołowie uczynili Jeruzalem główną siedzibą swojej pracy, to jednak przemieszczali się po całej Judei, spotykając się z Pańskim ludem rozproszonym przez prześladowania itd., tworząc wszędzie zaczątki maleńkich zborów. Podczas jednej z tych podróży Piotr dotarł do Liddy, głównego miasta na Szaronie (Saronie), mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Jerozolimą a Joppą – około dziesięciu mil od każdego z tych miast, a jego specjalną misją, jak mamy powiedziane, było odwiedzenie świętych. Podoba nam się to słowo „święci”. Oznacza świętych, oddzielonych, uświęconych wierzących w Chrystusa. Używanie tego słowa spotyka się z dużym sprzeciwem dzisiaj i można to przypisać, jak wierzymy, dwóm powodom. Jednym z nich jest to, że znaczna większość praktykujących chrześcijan wie, iż nie są świętymi, nie są uświęconymi, nie żyją tak blisko Pana, jak mogliby – nie oddzielili się nawet w swym sercu od świata, ciała i Szatana. Osoby takie mają silny powód, by nie lubić słowa „święci”, zdając sobie sprawę, że nie obejmuje ono ich ani niemalże wszystkich ich znajomych oraz współtowarzyszy w chrześcijańskiej pracy. Kolejnym powodem sprzeciwu wobec słowa „święci” jest to, że w ciemnych wiekach zwyczajem rzymskich i greckich katolickich kościołów stało się „kanonizowanie”, czyli prawne uznawanie za obiekty czci pewnych jednostek, o których po kilku wiekach nie pamiętało się niczego złego, a tylko rzeczy uznawane za zaszczytne i pełne chwały. Słowo święci zostało więc zabrane żyjącym chrześcijanom i rzeczywiście, mogło się to wydarzyć, ponieważ było niewielu chrześcijan, którzy byliby naprawdę tak „żywymi Bogu” [Rzym. 6:11], by być przedstawicielami świętych. Kolejnym powodem, dlaczego niektórzy nie lubią tego określenia „święty” jest to, że uważają je za chełpliwe, niektórzy powiedzieliby nawet, że to hipokryzja, ponieważ tracąc z oczu „usprawiedliwienie z wiary” w ich właściwym zrozumieniu, przyzwyczaili się myśleć o oraz modlić się za wszystkich chrześcijan jako „nędznych grzeszników” – przeoczając fakt, że są tacy, w których „sprawiedliwość zakonu była wypełniona”, ponieważ jeśli „nie według ciała chodzimy, ale według Ducha”, zasługa Chrystusa przykrywa wszystkie ich niezamierzone braki [Rzym. 8:4].

Lud Pański ma jednak pamiętać, by używać i cieszyć się ze wszystkich określeń oraz zwyczajów, do których upoważnia stosowanie ich przez apostołów, a określenie „święci” z pewnością w ten sposób się do nich zalicza. Niemalże wszystkie z listów Nowego Testamentu skierowane są do świętych, a w stosunku do tych, do których nie ma zastosowania to określenie, nie mają też zastosowania „bardzo wielkie i kosztowne obietnice” zawarte w tych listach – ponieważ wszystkie te obietnice są skierowane i przeznaczone dla świętych – uświęconych w Chrystusie Jezusie (Rzym. 1:7; 1 Kor. 1:2; 2 Kor. 1:9; Efezj. 1:1). Pamiętajmy, że słowo „święty” nie oznacza rzeczywistej doskonałości, jak to było wyłącznie w przypadku naszego Pana, ale także poczytanie za świętego przez Niego oraz że apostołowie, którzy byli świętymi i którzy uważali się za świętych Boga, powiedzieli o sobie „I myśmyć ludzie, tymże biedom jako i wy poddani” (Dzieje Ap. 14:15).

Określenie „święty”, właściwie zastosowane w Kościele, odnosi się do tych, którzy chociaż są „z przyrodzenia dziećmi gniewu, jako i drudzy” (Efezj. 2:3), zostali uwolnieni ze stanu potępienia, omyci, oczyszczeni oraz przyprowadzeni do harmonii z Bogiem przez przebaczenie grzechów oraz zakrycie ich słabości i zmaz oraz do tych, którzy w zgodzie z tymi Bożymi błogosławieństwami, przez docenienie ich, stali się „poświęconymi w Chrystusie Jezusie” przez ofiarowanie się, że będą żyć nie doskonałym życiem (bo to niemożliwe), ale tak doskonałym, jak tylko będą w stanie – a Pańska łaska będzie czynić ich nieustannie ofiarą „świętą, przyjemną Bogu” przez zasługę Chrystusa Jezusa. Nie wstydźmy się tego określenia „święci” – jeżeli stale na naszych umysłach będzie świętość, oddzielenie od świata, to jest to właśnie ta myśl, która stale powinna tam być. Jest to myśl, która pomoże nam i sprawi odpowiednie warunki, by lepiej żyć oddzielonym od świata, jak wskazał Mistrz, mówiąc: „Nie sąć z świata, jako i ja nie jestem z świata” (Jan 17:16).

„Uzdrawia cię Chrystus”

Nasz tekst przewodni to słowa Piotra skierowane do sparaliżowanego Eneasza, którego apostoł spotkał w Liddzie i uzdrowił. Nie mamy powiedziane, że był on jednym ze świętych, zakładamy zatem, że nie był, że co najwyżej był znajomym jednego z nich i dlatego apostoł zwrócił na niego uwagę. Fakt, że był przykuty do łoża, bezsilny od ośmiu lat, jest świadectwem, że uzdrowienie było cudem. Wieść o tym szybko się rozeszła, w wyniku czego, jak mamy powiedziane, wielu przyszło do Pana i Kościoła. W ten sposób Pan założył Kościół i przyciągnął do niego tych, którzy posiadali właściwy stan serca – wówczas używając cudów, teraz innych sposobów. Cuda te, jak już wspomnieliśmy, nie mogły trwać dłużej, niż żyli apostołowie, ponieważ dary uzdrawiania itd. przekazywane były wyłącznie przez włożenie rąk apostołów – a owych dwunastu nie miało następców – niebiańskie Jeruzalem miało dwanaście filarów i ani jednego więcej, a na nich wypisane imiona dwunastu apostołów, nikogo innego.

„Była pełna dobrych uczynków”

Do uczniów, a zatem świętych zamieszkujących w Joppie, na wybrzeżu, należała najwyraźniej zamożna i wykształcona kobieta, a jeżeli jej imię odpowiadało jej wyglądowi, to była ona bardzo piękna. Tabita po syryjsku, Dorka po grecku, oznacza pełna łaski, piękna. Lecz kobieta ta uważana była za piękną i pełną łaski zupełnie niezależnie od swojej urody. Jej pięknem był łagodny i cichy duch, pełen miłości i chęci niesienia pomocy. Najwyraźniej była palącym się i święcącym dla Pana światłem w tamtej okolicy. Nie była „czytelniczką Biblii”, ponieważ nie było Biblii w języku tego narodu w tamtym czasie. Nie roznosiła ulotek, nie była kolporterką, ponieważ nie było wówczas druku. Ale czyniła, co mogła, służyła Panu, Jego braciom i wszystkim potrzebującym pomocy, w miarę wszystkich swoich możliwości. Pomagała biednym, w szczególności wdowom, które w owym czasie zwykle były w bardzo trudnej sytuacji, szczególnie jeśli były ubogie. Dorka miała zwyczaj (jak wskazuje grecki tekst) udzielania biednym szat i być może, prawie na pewno, dodając im zachęty i głosząc im Prawdę. W takich okolicznościach nie dziwi fakt, że jej śmierć sprawiła smutek, szczególnie osobom, które skorzystały z jej dobroczynności, a także pośród licznych przyjaciół, których z pewnością jej przysporzył piękny charakter na podobieństwo Chrystusa.

Chociaż prawdą jest, że obecne warunki sprawiają, iż nie mamy wielu spośród możliwości, które miała Dorka, ponieważ istnieją środki do zatrudniania biednych wdów i innych ubogich oraz zapewniania domów pomocy dla potrzebujących, niemniej jednak wszyscy, którzy mają Pańskiego ducha, jak miała Dorka i którego tak szlachetnie reprezentowała, z pewnością dalej znajdą sposobności, by położyć swoje życie w ten lub inny sposób w służbie domownikom wiary, jak mówi apostoł: „I myśmy powinni kłaść duszę za braci” (1 Jana 3:16). Ktoś zasugerował, że Dorka prawdopodobnie była męczennikiem – że jej śmierć być może wynikała z jej służby dla innych. Chrześcijański poeta napisało takich jak ona:

„Oni, choć ich imion nie widać na listach

Męczenników, położyli swe życie,

Nie są mniejszymi męczennikami w Jezusa oczach,

Bo dla dobra jego braci czuwali przy łożach

strasznych chorób lub powolnego umierania

Czy odwiedzali więźnia w jego celi

Lub walczyli z nie swoimi brzemionami,

Aż ich strudzone naczynia się wyczerpały.

Oni także, bracie, są męczennikami.”

Tak, wszyscy Pańscy święci mają być męczennikami – ich ofiarowanie ma położyć ich życie w służbie Panu, braciom i Prawdzie, na ile są w stanie zrozumieć drogę, jaką On ich prowadzi poprzez swoje Słowo oraz opatrzność. Nasze przymierze nie ma być zachowaniem siebie, ale ofiarowaniem. To prawda, oczekujemy i mamy nadzieję na wieczne i chwalebne życie jako istoty duchowe, ale biblijnym warunkiem, na podstawie którego mamy nadzieję osiągnąć to doskonałe i nowe życie jest poświęcanie tego, co pozostaje z tego doczesnego ziemskiego życia. Kolejną myślą powiązaną z tym tematem jest to, że chociaż bez wątpienia naszym głównym zadaniem w obecnych warunkach jest rozdzielanie duchowego pokarmu, duchowego napoju i odzienia domownikom wiary, to jednak nie możemy zapominać, iż mimo wszystko w miarę naszych możliwości i na miarę okoliczności dobrze czynić mamy wszystkim, jak zaleca apostoł.

Każdy z Pańskich świętych powinien być uważany w swoim otoczeniu za osobę szczodrego serca i wspaniałomyślnych pobudek – czy posiadamy dolary, czy tylko centy. Powinien być uważany przynajmniej za dawcę dobrego słowa, pamiętając, że bardziej błogosławioną, bardziej Boską rzeczą jest dawać aniżeli brać. A ci, którym brakuje środków doczesnych do okazywania szczodrobliwości, tak że nie mają nic, by udzielać tego w ziemski sposób na potrzeby świętych i innych, nie mogą zapominać, że mamy cenniejsze, bardziej kosztowne, przydatne i podnoszące na duchu pociechy ducha Prawdy oraz uprzejmość, by okazywać ją tym, którzy są w potrzebie. Oby cały lud Pański rozwijał w sobie zalety Dorki i w ten sposób stawał się coraz piękniejszy i wdzięczniejszy w Pańskich oczach, jak również w oczach świata!

Dzisiaj, gdy podróżny opuszcza Joppę, kierując się w stronę Jerozolimy, przewodnik pokazuje mu na peryferiach Joppy, przy drodze, wielki, niegdyś bardzo piękny i okazały pomnik Dorki. Jest to fontanna, przy której odpoczywa wielu strudzonych. Opis dobrych uczynków Dorki, która była na podobieństwo Chrystusa, jak wody fontanny płynęły i wyrzeźbiły kanał przez wieki – zachęcając, pokrzepiając i pobudzając przez cały czas Boży lud. Niemniej, całkiem możliwe, że niektórzy za jej życia źle o niej mówili, być może nawet ktoś, kto skorzystał z jej dobroci, stwierdził, że uczyniła to wyłącznie dla chwały, aby ludzie ją podziwiali, raczej niż z miłości dla tych, którym służyła. Podobne mogą być nasze doświadczenia, gdy usiłujemy czynić dobrze wszystkim na miarę naszych możliwości. Fakt, że dobro może być nazywane złem, nie może nas zniechęcać. Musimy starać się podobać Panu i wykształcać w naszych sercach Jego ducha, a także być przykładem tego ducha dla innych, pozwalając naszym lampom świecić. To jest jedyny słuszny kierunek dla nas, cokolwiek będzie mówił o nim sceptyczny świat czy zazdrosna klasa „kąkolu”. Mamy szukać przede wszystkim uznania naszego Ojca i naszego Oblubieńca – zadowalać się tylko tym i niczym mniejszym.

Najwyraźniej Dorka zachorowała i nagle zmarła, w czasie gdy inni święci w Joppie słyszeli, że Piotr przebywa w Liddzie i uzdrawia. Natychmiast po niego posłali, prawdopodobnie nie myśleli, że dokona on takiego cudu, że przywróci ją do życia, a raczej z myślą, że utracili tak cennego członka swej maleńkiej grupy i że Piotr mógłby udzielićim w tym czasie pocieszenia. Nie było wówczas telegrafu, telefonu czy poczty i niektórzy z braci zostali posłańcami, by powiadomić Piotra, poprosić o jego przybycie i nalegać, by uczynił to niezwłocznie. W Jerozolimie zwłoki należało pochować tego samego dnia, ale w mniejszych miastach i wioskach mogły pozostać niepogrzebane do trzech dni. Pragnęli jak najszybszego przybycia Piotra, zanim Dorka miała być pochowana, co też on natychmiast uczynił.

Wzruszającą była scena, gdy Piotr dotarł na miejsce. Biedne wdowy i pozostali opłakiwali stratę przyjaciółki, pokazując szaty, które dla nich uszyła. Z pewnością stanowiło to szlachetne uznanie tego, jak użyteczne był jej życie. Żaden milioner nie pozostawił po sobie takiego pomnika, który przetrwa tak długo lub odzwierciedli wspaniałość jego charakteru, jaki pozostawiła po sobie ta skromna kobieta. I nawet najpokorniejsi i najbiedniejsi z nas mogą w pewnym stopniu naśladować ten przykład i pozostawiać po sobie takie pomniki miłości oraz świadectwa uznania po swojej śmierci. Smutny jest koniec kogokolwiek, ale szczególnie tych, którzy nazywali się imieniem Chrystusa, kto umiera i nie pozostawia po sobie nikogo, kto szczerze, prawdziwie go opłakuje i za nim tęskni. Świadczy to, że życie takie było albo samolubne, albo niezrozumiałe. My, którzy oczekujemy końca naszej ziemskiej wędrówki i to wkrótce, powinniśmy dołożyć starań, by nasze życie było prowadzone dzień po dniu w taki sposób, żeby inni byli przez nie szczęśliwi oraz by nasze odejście było uznane przynajmniej przez niektórych za stratę.

Najznamienitszym cudem Piotra było sprowadzenie Dorki z wrót śmierci. Jak pozostałe cuda, było właściwe dla tamtych czasów i służyło specjalnemu celowi ustanowienia Kościoła. Nie możemy przypuszczać, że Pańskim celem było, aby cały Jego lud podczas Wieku Ewangelii w podobny sposób unikał śmierci, był uwalniany z łoża boleści lub by wszyscy posiadali taką moc, jaką okazał tutaj apostoł. Nieszczęścia, choroby, śmierć itp. często są cenne dla Pańskiego ludu, ponieważ wpajają różne lekcje i rozwijają rozmaite owoce ducha: pokorę, cierpliwość, łagodność itd. Gdy ofiarujemy wszystko, co posiadamy, dla Pana i gdy używamy wszystkiego, co ofiarowaliśmy, tak mądrze, jak potrafimy, przyjmujmy wszystko, cokolwiek Pańska opatrzność ześle na nas. Pamiętajmy na słowa naszego Pana: „Izali nie mam pić kielicha tego, który mi dał Ojciec?” (Jan 18:11).