Póki się „dziś” nazywa
„Umie Pan wyrwać pobożnych z pokuszenia, bezbożnych zaś zachować
na dzień sądu celem ukarania” – 2 Piotra 2:9 (NP).
2 Piotra 1:20 do 2:22
Gdy zagłębiamy się w lekturę 2 Listu św. Piotra, znajdujemy tam dość smutny, ale zarazem pobudzający do wielu refleksji fragment. Na podstawie pierwszego wersetu z r. 2. możemy stwierdzić, że apostoł Piotr nie opisuje tu zaobserwowanej wśród wierzących sytuacji z jego czasów, bo wtedy z pewnością podjąłby odpowiednie działania, ale wygłasza pewne proroctwo, przepowiednię mówiącą o trudnościach, które miały dopiero nastać wśród wierzących za sprawą złych, fałszywych nauczycieli.
Nie jest św. Piotr osamotniony w takiej właśnie wizji przyszłości chrześcijaństwa, bo są też zapisane inne ostrzeżenia nakazujące wierzącym wielką ostrożność, by nie dać się zwieść pozornemu urokowi złych sług, których celem nie jest bynajmniej dobro i duchowy wzrost prawdziwych Pańskich naśladowców. Apostoł Paweł, żegnając się ze starszymi w Efezie, ostrzega ich przed drapieżnymi wilkami, które niepostrzeżenie wejdą lub nawet z biegiem czasu ‘wyhodują się’ wśród nich samych i będą realizować swoje własne priorytety, a „trzodę” uważać będą jedynie jako instrument, narzędzie do osiągnięcia swych wilczych, przewrotnych celów (Dzieje Ap. 20:29-30).
W analizowanym przez nas fragmencie apostoł poszerza ten obraz i pokazuje pewne dodatkowe szczegóły, które miały charakteryzować tych, którzy, jak pisze autor, zapierając się Pana, sami na siebie sprowadzają „rychłą zgubę” (2:1). Św. Piotr już na początku tego opisu (2:1-3), wspominając upadłych aniołów zachowanych na sąd, potop oraz los Sodomy i Gomory, wyraźnie mówi o nieuchronności oraz dotkliwości kary przewidzianej dla tych przewrotnych nauczycieli, dowodząc, że nikt nieprawy nie jest w stanie ukryć się przed wzrokiem Najwyższego. Czy to jednak stało się zaporą dla tych, którzy z premedytacją powzięli w swym sercu zamiar „pohańbienia drogi Pańskiej” i dla osiągnięcia własnych celów odwrócili się „od przekazanego im świętego przykazania” (2:21)? Z pewnością nie, ponieważ wówczas nie byłoby potrzeby ostrzegania świętych przed ich wpływem, a proroctwo zapisane przez ap. Piotra utraciłoby moc, jako zupełnie zbyteczne dla naśladowców Jezusa.
Jak mogło do tego dojść?
To pytanie wydaje się być zasadne, bo doprawdy trudno uwierzyć, jak to wszystko mogło się stać i w jaki sposób w czystym i świętym Kościele zbudowanym na fundamencie apostołów i proroków, z węgielnym kamieniem, którym jest sam Chrystus Pan (Efezj. 2:20), miały pojawić się tak poważne odstępstwa – nie tylko w sferze nauki, ale również codziennego życia i moralności. Wbrew pozorom nie jest to pytanie łatwe i w pierwszym odruchu, istotnie, przekroczenie tak wielu barier jednocześnie wydaje nam się rzeczą zupełnie nierealną – szczególnie jeśli zakładamy wpływ Ducha Świętego i obiecaną troskę samego Pana jako głównego Pasterza wszystkich swych owiec. W czyimś umyśle może nawet zrodzić się wątpliwość, że coś tu poszło nie tak, że Ewangelia przegrała walkę z siłami zła. Czy słusznie?
Przede wszystkim wydaje się, że św. Piotr mocno skraca tutaj perspektywę czasową – w kilku zaledwie wersetach kumuluje kilkusetletni okres rozwoju Kościoła. Pokazuje jak na przyspieszonym filmie dzieje różnych aspektów odstępstwa, jakiego mieli się spodziewać czytelnicy jego listu: i ci z jego czasów, i my, analizujący te słowa już u kresu Wieku Ewangelii. Apostoł pokazuje nam pewne mechanizmy: te będące zachowaniami społecznymi, jak na przykład pewna bezwładność w odpowiednio szybkim i skutecznym reagowaniu na przejawy zła, jak i te tkwiące w jednostce: cielesność, chora ambicja, zawiść, zazdrość, pragnienie przewodzenia i posiadania w swym ręku „rządu dusz”.
Sam Pan Jezus w przypowieści o polu pszenicznym (Mat. 13:24-43) ostrzega, że losy Kościoła na ziemi nie będą polegać li tylko na spektakularnym sukcesie Ewangelii. Bo choć posłuch dla niej i posłuszeństwo drodze Pańskiej jest z pewnością wielką radością dla tych, którzy „sieją” i daje im wiele satysfakcji, to z jakiegoś powodu miał pojawić się również silny sprzeciw. W myśl słów wspomnianej przypowieści miało się stać tak, że za sprawą „nieprzyjaciela” wśród pszenicy pojawi się kąkol, którego, paradoksalnie, Pan nie tylko nie nakazał, ale nawet zabronił przedwcześnie usuwać z pola. Należy więc stąd wnioskować, że ta specyficzna sytuacja wspólnego wzrastania „pszenicy” i „kąkolu” jest potrzebna prawdziwemu Kościołowi dla właściwego ukształtowania, wypracowania w sobie cech niemożliwych do uzyskania w innych, bardziej przyjemnych okolicznościach. Z pewnością wzrost w komfortowych warunkach braku sprzeciwu i jakiejkolwiek opozycji byłby dla „pszenicy” bardzo wygodny, ale czy warunki takie byłyby w stanie przetestować w odpowiedni sposób wierność Pańskich naśladowców? Czy rozwój w tak ‘sterylnym’ środowisku mógłby wykształtować w odpowiednim stopniu wrażliwość na grzech i słabość oraz wygenerować reakcje i zachowania adekwatne do okoliczności? Tam gdzie dla ratowania grzesznika potrzeba zrozumienia i miłosierdzia, należy mu je okazać; tam zaś, gdzie jedynym rozwiązaniem jest izolacja od niereformowalnego, uporczywego grzechu, hipokryzji i obłudy, nic innego nie pozostaje. Wydaje się, że taka umiejętność właściwej oceny i adekwatnej reakcji jest absolutnie niezbędna dla tych, którzy mieliby wraz z Chrystusem sprawować przyszłe dzieło sądu. Zatem fakt, że wśród wierzących mieli stopniowo pojawić się również obłudnicy, odstępcy, chciwcy i karierowicze nie powinien nas zbyt mocno zaskakiwać. Mimo wszystko jednak jest to rzecz trudna do pojęcia – jak niskimi pobudkami trzeba się kierować, by dojść do tak dramatycznie złego stanu? Apostoł Piotr pozostawia nam jednak pewne wskazówki, które pomagają dostrzec zalążki tych problemów. Między innymi w wersetach 2:3 i 2:18-20 apostoł pokazuje, gdzie leżą praprzyczyny takich niegodnych działań oraz metody uzyskania powodzenia i wpływów wśród wierzących, jakimi mieli się cieszyć fałszywi nauczyciele, których pojawienie się przepowiada.
Tutaj może niewielka dygresja… Poszukiwanie błędów i wskazywanie ‘chwastów’ na cudzym polu wydaje się rzeczą prostą, a nawet na swój sposób przyjemną– bo przecież‘u mnie jest w porządku’. Dlatego czasem z tak dużą łatwością przychodzi nam krytykowanie innych i odnoszenie właśnie do nich wszelkich napomnień czy, jak tutaj, przepowiedzianych proroczo, bardzo poważnych trudności. Nie byłoby nam wcale trudno wskazać wiele przykładów nieprawidłowości: czy to w naukach, czy to w postępowaniu uwłaczającym Ewangelii. Jednak roztropnym wydaje się wniosek, że aby ostrzeżenie było skuteczne i miało ochronną moc dla wierzących, należy wszelkie obserwacje rozpoczynać od samego siebie, nie unikając szczerej analizy, która być może jest czasem nieprzyjemna i bolesna. Jednak dobrą, biblijną zasadą jest to, by w lustrze Słowa przeglądać się osobiście nie krytykując defektów urody tych, którzy stoją obok nas i może próbują na swój sposób czynić to samo. Zatem najwłaściwsze, co możemy, dla własnego bezpieczeństwa i dobra, uczynić to przyglądać się samym sobie i intencjom, jakimi się kierujemy. Optymalnym zasięgiem naszych analiz wydaje się nasze własne serce i co najwyżej promień naszego zgromadzenia – to obszar, który jesteśmy w stanie objąć naszym ‘wzrokiem ducha’ – możemy go też w miarę możności prawidłowo zdiagnozować i leczyć, nie zaniedbując na każdym z tych etapów gorliwej modlitwy.
Chciwość
Tak brzmi ogólna diagnoza poważnego schorzenia mającego się pojawić wśród wierzących, którą apostoł stawia w wersecie 3. Jak można zauważyć, ta bardzo cielesna i pospolita cecha może być powodem prawdziwego spustoszenia, o czym dowiadujemy się z słów napisanych przez apostoła nieco niżej. Chciwość może mieć różne oblicza. Może to być po prostu umiłowanie pieniędzy i pragnienie zdobywania ich za wszelką cenę, także kosztem innych wierzących – poprzez mamienie ich „zmyślonymi opowieściami”, czyli posuwanie się do fałszowania zdrowej nauki Ewangelii. Dalej (2:15) św. Piotr wspomina niegodnego proroka, Balaama syna Beora, który był gotów uczynić i powiedzieć wszystko dla pieniędzy – bowiem, jak czytamy, „ukochał zapłatę za czyny nieprawe”.
Inne oblicze chciwości ma wymiar mniej uchwytny, niemierzalny – to wynikające z pychy i przerostu „ego”, pragnienie prestiżu, władzy i przewodzenia. O ile nastawienie na materialne zyski jest w swej naturze dość łatwe do zauważenia, o tyle kierowanie się pragnieniem władzy i chęcią bycia dostrzeżonym to już sfera wglądu w stan serca i intencji, a więc obszarów bardzo trudno dostępnych dla innych ludzi. Za to, co zupełnie oczywiste, obszary te są bardzo jasne i czytelne dla Najwyższego: „Ja Pan, który się badam serca, i doświadczam nerek, tak abym każdemu oddał według drogi jego i według owocu spraw jego” – Jer. 17:10 (BG). Prorok Jeremiasz, podobnie jak ap. Piotr i wielu innych, nie pozostawia wątpliwości, że wszelkie zamysły i intencje zostaną w końcu odkryte i sprawiedliwie osądzone. Zanim to jednak nastąpi, źli i niegodni słudzy Ewangelii mieli, z inspiracji „księcia ciemności” sprawować swe dzieło, co ap. Piotr usłyszał już wcześniej z ust samego Mistrza: „Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, żeby was przesiać jak pszenicę” – Łuk. 22:31 (NP). To dzieło przesiewania trwało wśród wierzących przez wieki dotkliwie raniąc wielu prawdziwych naśladowców Pana i, jak można przypuszczać, trwa nadal, aż do czasu, gdy „każdego robota jawna będzie” (1 Kor. 3:13).
Nadęte i puste słowa
Ap. Piotr ostrzega, że piękna mowa i rozbudowana, efektowna retoryka mogą stać się bardzo skutecznym narzędziem zwodzenia – szczególnie tych, którzy jeszcze nie dość okrzepli w wierze i nie nabyli umiejętności rozsądzania, „czy tak się rzeczy mają”. Ci, którzy „dopiero co wyzwolili się od wpływu pogrążonych w błędzie” (2:18), mogą być jeszcze bardzo wrażliwi i nieodporni na tak wysublimowane metody. Apostoł Paweł, jako były faryzeusz i człowiek starannie wykształcony, gdyby tylko chciał, z pewnością był w stanie swą piękną z ludzkiego punktu widzenia mową zdobyć wielką popularność i pozyskać całe rzesze zwolenników. Pytanie jednak: Czyich zwolenników – Pańskich czy swych własnych, Pawłowych? Dlatego też, gdy pisze 1 List do Koryntian, stawia sprawę bardzo jasno ponieważ wie, że gdyby zapragnął tak czynić, zasługa i chwała przypadłaby jemu, a krzyż Chrystusowy utraciłby moc: „…abym zwiastował dobrą nowinę, i to nie w mądrości mowy, aby krzyż Chrystusowy nie utracił mocy” (…) „A mowa moja i zwiastowanie moje nie były głoszone w przekonywających słowach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch i moc, aby wiara wasza nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej” – 1 Kor. 1:17, 2:4-5 (NP). W tym samym 1 Liście do Koryntian autor naucza też, że wszelkie podziały na „Pawłowych”, „Apollosowych” czy „Kefasowych” wynikają z cielesności, a wierzący nie mieli w ogóle kierować się tym, który z Pańskich sług szczepił, a który podlewał, lecz patrzeć na Boga, który daje wzrost i na Chrystusa, który jest fundamentem i podstawą ich zbawienia. To piękna lekcja dla wszystkich, którzy mają przywilej usługi słowem, by zaniechać mądrości ludzkiej, ludzkiej metodologii, demagogicznej argumentacji, zdając się w pełni na „Ducha i moc” – by tym samym nie wskazywać na swoją osobę, uważając się jedynie za sługę. Ewangelia to nie towar na sprzedaż, do którego upłynnienia potrzebni są sprytni i wyszkoleni w psychomanipulacji handlowcy – społeczność wierzących nigdy nie była i nie będzie kapitalistyczną „korporacją” nastawioną jedynie na wyniki. W swych działaniach naśladowcy Jezusa i propagatorzy „dobrej nowiny o Królestwie” mają brać przykład raczej z prostych rybaków niż z owianych sławą ponadprzeciętnej skuteczności „handlowców roku”. Warto też uzmysłowić sobie, o czyją chwałę pragniemy się troszczyć – jeśli zabiegamy jedynie o własną, może się to skończyć bardzo źle. Byłby to bowiem oczywisty dowód, że przepowiednia spisana przez św. Piotra z całą mocą i wszystkimi konsekwencjami zwraca się przeciw nam.
Obietnica źle pojętej wolności
Tak wiele pięknych słów możemy na kartach Nowego Testamentu przeczytać na temat wolności, do której też, zgodnie z nauczaniem św. Pawła, jesteśmy powołani (Gal. 5:13). Nasz Pan rzeczywiście czyni nas wolnymi i sprawia, że wierzących nie dotyczy wiele spośród brzemion i obciążeń, z jakimi musi na co dzień borykać się „świat”. Czasem nawet ta wolność nakazuje, by wznieść się ponad prawa świeckie, gdyby stały one w jawnej sprzeczności z prawem Bożym. Jednakże ten piękny i bardzo nośny temat wolności miał zostać, wg słów z Listu ap. Piotra, przekręcony i wypaczony przez fałszywych nauczycieli, którzy zapragnęli pozyskiwać zwolenników poprzez populizm, przesuwanie granic i moralny liberalizm. Zdają się oni nawoływać: „Skoro jesteś wolny i nie podlegasz ograniczeniom, to dlaczego twoje życie nie miałoby być pasmem szczęścia i rozkoszy? Dlaczego nie miałbyś brać wszystkiego, na co masz ochotę, przecież Pan powołał cię do wolności, a nie do jakiejś kolejnej fazy zniewolenia? Nie obawiaj się więc czerpać z życia samych przyjemności. Pan Bóg zapewne by chciał, żeby twoje życie było przyjemne”. Brzmi może i przyjemnie z punktu widzenia ciała, nic też dziwnego, że taka postawa miała być silną ‘kartą przetargową’ dla fałszywych nauczycieli. Jednak stawianie sprawy naszej drogi za Jezusem i naszego poświęcenia w taki sposób powinno rodzić w nas silny opór, bo dalej czytamy (2:19), że „czemu bowiem ktoś ulega, tego niewolnikiem się staje” – byłby to więc jedynie pozór, namiastka i iluzja prawdziwej Chrystusowej wolności, czemu nie wolno nam ulec.
Tu znów drobna, ale ważna dygresja. Warto cytować wersety w całości, dokładniej zbadać kontekst słów, które przytaczamy. Na początku tego fragmentu, przywołując nauczanie ap. Pawła o wolności, przypomnieliśmy sobie werset z Listu do Galacjan i słowa: „do wolności powołani zostaliście”. Trzeba jednak pamiętać, że na tym nie kończy się myśl apostoła. Cały bowiem werset brzmi następująco: „Bo wy do wolności powołani zostaliście, bracia; tylko pod pozorem tej wolności nie pobłażajcie ciału, ale służcie jedni drugim w miłości” – Gal. 5:13 (NP).
Czy fałszywi nauczyciele opisywani przez św. Piotra apostoła nie byli świadomi tego, na czym miała polegać owa PRAWDZIWA wolność? Czy nie wiedzieli, że uleganie pragnieniom i pożądliwościom ciała prowadzi do śmierci? Możemy być pewni, że doskonale wiedzieli, iż nie sposób postawić znak równości pomiędzy Chrystusową wolnością a cielesnymi żądzami i rozwiązłością. Im jednak nie zależało na zbawieniu innych współ wierzących – mieli własne cele. Używają więc, podobnie jak Szatan kuszący Jezusa, celowej manipulacji i demagogii, pokazując jedynie połowę prawdy, by zdobyć poklask i popularność wynikającą z propagowania ‘prostej, łatwej i przyjemnej’ drogi naśladowania Chrystusa. Tu znów pytanie i refleksja pod rozwagę‘sług słowa’ i pasterzy o to, gdzie przebiega granica pomiędzy „głoszeniem Chrystusa ukrzyżowanego” i trudnej drogi wiodącej za Nim a populizmem i głoszeniem tego, co przynosi popularność i ‘łechce ucho’ słuchacza. Obyśmy byli na tyle silni w determinacji dla Chrystusa, by nigdy nie ulegać takim pokusom i nie posuwać się do manipulacji i demagogii dla osiągnięcia własnych, podsycanych pożądliwością celów.
Brak czujności
Czy wierzący w przeciągu całego Wieku Ewangelii, do których ap. Piotr się zwraca, mieli być jedynie biernymi obserwatorami i poddać się biegowi zdarzeń, czy też powinni w jakiś sposób reagować na pojawiające się nieprawidłowości? Pytanie wydaje się być retoryczne – tym, czego oczekuje się od naśladowców Chrystusa, jest bowiem czujność i czuwanie – nie tylko w aspekcie wyczucia czasu, ale przede wszystkim swego własnego stanu i mogących się pojawić zagrożeń. Z pewnością nie mieli oni pozostawać bierni.
Apostoł wylicza tak wiele nieprawidłowości i jak już wcześniej wspomnieliśmy, kreśli bardzo smutny obraz doświadczeń i trudności, jakich mieli się spodziewać naśladowcy drogi Pańskiej. Nawet jednak, gdy bardzo uważnie przeczytamy rozdział 2., starając się dostrzec treść zapisaną „między wierszami”, raczej nie znajdziemy w nim recepty, co mieli czynić wierzący w tej bardzo przecież trudnej dla nich sytuacji. Czyżby apostoł Piotr chciał pozostawić ich samych sobie w myśl dewizy: „umiesz liczyć, licz na siebie”? Z pewnością św. Piotr był jednym z tych „dobrych pasterzy”, którzy byli gotowi położyć swe życie dla dobra swych współbraci (co też stało się faktem), i taka postawa jest nie do pomyślenia. Dlatego warto przeczytać również następny, ostatni rozdział tego Listu, w którym autor jeszcze raz wspomina o „naśmiewcach”, którzy w poczuciu bezkarności chodzą według własnych pożądliwości, a na dodatek posuwają się do drwin, w których jawnie podważają możliwość zaistnienia jakiejkolwiek zmiany – drwią więc, że rozsądzenie spraw, przyjście Pana oraz odpłata dla niepobożnych w ogóle nie nastąpią, bo, zgodnie z przekonaniem owych „naśmiewców”, ‘odkąd ojcowie zasnęli’, nic się przecież nie zmienia, więc zapewne nadal tak pozostanie… Taka destrukcyjna działalność, jak możemy to wyczytać w wersecie 3., miała się szczególnie nasilić w ‘dniach ostatecznych’, gdy niektórym zacznie się wydawać, że coś w Bożym planie zawodzi a obietnice mogą nie zostać wypełnione. Autor Listu zwraca jednak uwagę na niedorzeczność takiego sposobu myślenia i dowodzi, że fakt, iż pewien system rzeczy nadal trwa, wierzący powinni potraktować jako wielkie błogosławieństwo Bożej cierpliwości i wykorzystać na pokutę i naprawę, tak by być znalezionymi „bez zmazy i bez nagany”.
Na koniec, w ostatnich wersetach Listu znajdujemy receptę i doradę, jak należy radzić sobie w tych bardzo trudnych i nieprzyjaznych warunkach: „Wy tedy, najmilsi! wiedząc to przedtem; strzeżcie się, abyście błędem tych niezbożników nie byli zwiedzeni i nie wypadli z waszej stateczności; Ale rośćcie w łasce i w znajomości Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, któremu niech będzie chwała i teraz, i na czasy wieczne. Amen”– 2 Piotra 3:17-18 (BG). Słowa te zdają się być podsumowaniem długiego wywodu apostoła, dotyczącego tych, którzy mieli przynosić błędne, fałszywe nauczanie. Jak można zauważyć, na pierwszy plan wysuwają się tu dwie rzeczy:
1) „strzeżcie się” – a więc nieustanna czujność i kształtowanie bardzo cennej w Kościele umiejętności rozpoznawania duchów, „czy są z Boga”;
2) „rośćcie w łasce i w znajomości Pana” – łaska i znajomość to dwa mocno ze sobą związane elementy dające naśladowcom Chrystusa wewnętrzny pokój (łaska) oraz wskazujące na potrzebę nieustannego napełniania się tym, co może nas dobrze ukierunkować w naszej drodze, dać właściwe, pewne podstawy do wszelkiego działania (znajomość).
Fakt, że na przestrzeni wieków fałszywi nauczyciele tak często i w takim zakresie uzyskiwali wpływy wśród wierzących, wskazuje, że tych elementów częstokroć po prostu zabrakło: czujność została stopniowo uśpiona, „małe liszki” (Pieśń Sal. 2:15) nie były łapane i jeden błąd rodził inny, jedno przekroczenie granic moralnych powodowało następne, dużo poważniejsze. Podobnie wzrost w „łasce i znajomości Pana” nie był wystarczający, by zapewnić podstawy do realizacji poświęcenia – nastąpił więc stopniowy ‘dryf’ w stronę, która była ewidentnym zaprzeczeniem prostoty, szczerości i czystości pierwotnej nauki pozostawionej przez Jezusa i pielęgnowanej przez Jego apostołów.
Czy żyjąc w dzisiejszym czasie w społeczności wierzących, która szczyci się tak pięknym powrotem do sedna nauczania Ewangelii, powinniśmy sobie zaprzątać głowę ostrzeżeniami spisanymi przez apostoła prawie 20 stuleci temu? Odpowiedź brzmi: Jak najbardziej! Jak wspomnieliśmy, wierni naśladowcy Chrystusa nie mieli nigdy, będąc w ciele, zaprzestać czuwania, do którego tak usilnie nakłania nasz Pan i apostołowie – owszem, czuwanie nie będzie potrzebne, ale dopiero wtedy, gdy nastąpi spotkanie z Panem, wspaniały czas ulgi i radości dla tych, którzy okazali się wiernymi. Póki jednak trwa czas, który ap. Paweł nazywa „dzisiaj” (Hebr. 3:13-14), mamy okazywać czujność i nie możemy pozwolić sobie na uległość wobec żadnych nieudolnych ‘podróbek’ Chrystusowego nauczania. Nie możemy zaufać komukolwiek, kto: obiecuje wolność, dając niewolę; obiecuje piękno, dając jedynie jego pozór i namiastkę; obiecuje radość, dając smutek; obiecuje życie, przynosząc śmierć. Dlatego, dopóki jeszcze trwa nasza droga i mamy przywilej niesienia swego krzyża w naśladowaniu Pana, nigdy nie czujmy się zwolnieni z obowiązku „doświadczania duchów”, czy są z Boga (1 Jana 4:1) oraz ustawicznego używania testera w postaci Bożego Słowa, które zawsze jest nam w stanie udzielić prawidłowej i bezstronnej odpowiedzi na pytanie: „czy tak się rzeczy mają?” (Dzieje Ap. 17:10-11).