W góry Prawda też trafiła…
„Pamiętaj o swoim Stwórcy w kwiecie swojego wieku, zanim nadejdą złe dni i zbliżą się lata, o których powiesz: Nie podobają mi się. Zanim się zaćmi słońce i światło, księżyc i gwiazdy, i znowu powrócą obłoki po deszczu. A są to dni, gdy będą drżeć stróże domowi i uginać się silni mężowie, gdy ustaną w pracy młynarki, bo ich będzie za mało, a wyglądające oknami będą zamglone, gdy zawrą się drzwi na zewnątrz, gdy ścichnie łoskot młyna, dojdzie do tonu świergotu ptasząt, i wszystkie pieśni brzmieć będą cicho, gdy nawet pagórka bać się będą i strachy czyhać będą na drodze; gdy drzewo migdałowe zakwitnie i szarańcza z trudem wlec się będzie, a kapar wyda swój owoc, bo człowiek zbliża się do swojego wiecznego domu, a płaczący snują się po ulicy, zanim zerwie się srebrny sznur i stłucze złota czasza, i rozbije się dzban nad zdrojem, a pęknięte koło wpadnie do studni. Wróci się proch do ziemi, tak jak nim był, duch zaś wróci do Boga, który go dał Marność nad marnościami, mówi Kaznodzieja, wszystko marność. Poza tym Kaznodzieja był mędrcem, uczył on także lud wiedzy, rozważał i badał, i ułożył wiele przypowieści. Kaznodzieja starał się znaleźć godne słowa i należycie spisać słowa prawdy. Słowa mędrców są jak kolce, a zebrane przypowieści są jak mocno wbite gwoździe; dał je jeden pasterz. Poza tym: Synu mój, przyjmij przestrogę! Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, a nadmierne rozmyślanie męczy ciało. Wysłuchaj końcowej nauki całości: Bój się Boga i przestrzegaj jego przykazań, bo to jest obowiązek każdego człowieka. Bóg bowiem odbędzie sąd nad każdym czynem, nad każdą rzeczą tajną czy dobrą, czy złą.” – Kazn. Sal. 12:1-14 (BW)
Ojcze mój, Tyś przyjacielem mojej młodości! Urodziłam się w 1927 roku, w małej wiosce Sawie, powiat myślenicki, w małym domku pod strzechą. Kiedy miałam 5 lat, przyszedł na świat mój brat, a że była bieda, to mnie wzięła moja babcia – mama taty – i wychowywała mnie 12 lat. Chodziłam do szkoły, byłam dobrą uczennicą, a szczególnie w religii, gdyż lubiłam bardzo śpiewać pieśni nabożne. Najbardziej podobała mi się pieśń:
On cię oczyści krwią swoich ran,
On Zbawca, Lekarz i Pan.
Słuchaj, Jezu, jak cię błaga lud,
Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud.
Przemień, o Jezu, smutny ten czas.
O Jezu, pociesz nas.
Że z nami jesteś, pozwól to czuć,
Nadzieje w sercu omdlałym wzbudź.
Daj przetrwać mężnie smutny ten czas.
O Jezu, pociesz nas.
Jezu, prowadź, bo giniemy
Jezu pociesz, bo płaczemy
Jezu, nie opuszczaj nas.
Tyś powiedział, że na ziemi
Nie zostawisz nas samemi
Jezu, nie opuszczaj nas.
Potem poznaliśmy brata Pawlika Jana z Kędzierzynki, Miksów, Kasprzyków, Knapików i wiele innych braci. Kiedy była konwencja w Pcimiu, postanowiłyśmy z mamą poświecić się Bogu na służbę. Tam w góry Prawda też trafiła. Była konwencja w 1946 r. – tam jest nasz „pomnik” poświęcenia. Był czarny chlebuś z młynka i czarna kawa, ale Słowo Boże świeciło nam i świeci aż dotąd. Pozostało dużo wspomnień z młodych lat. Nie było tyle literatury do czytania, ale to, co było w Piśmie Świętym zapisane, pozostawało zawsze świeże i nowe. Przez 4 lata miałam możność jeździć na konwencje. Nie było tyle pojazdów co dziś, często trzeba było iść pieszo. Ale…
Pozostaję w bratniej społeczności i miłości –