Skuszony w świecie – szczęścia łudzącym ogromem,
Pragnął syn marnotrawny zaznać uciech świata,
Więc wziąwszy swe dziedzictwo, pogardził swym domem,
Porzucił swą ojczyznę i ojca, i brata.
Tak zwykle bywa ludziom, kiedy im się wiedzie –
Lecz gdy los mu się zmienił i znalazł się w nędzy,
Zostawili go wszyscy samotnego w biedzie.
Przyszło, chociaż spóźnione – zrozumienie jasne –
Jakże błędnych nadziei i niesławnej roli i
Poznanie – gdzie było szczęście jego własne!
Poznawszy, że błądzenie nie przyda się na nic,
A gdy mu – wbrew nadziei – wszystko odpuszczono,
W odzyskanym synostwie czuł szczęście bez granic.
Co wiernie każdy rozkaz wypełniał ojcowski,
Za dobroć bezgraniczną ojca – zagniewany,
Nie chciał wejść w ojcowiznę, gdy wracał do wioski.
Wyrzekł się dobrowolnie uciech tego świata,
Lecz tego, że ich nie miał, żal mu się zrobiło,
Bardziej niż, że nie ujrzeć miałby więcej brata…
I wszystkim ludziom przed Nim brak jest bardzo wiele,
Bledną przed Bogiem wszystkie ludzkie ideały
I gdy On nie uświęci – wszystkie ludzkie cele.
Lecz szuka łaski Jego w najwyższej pokorze,
A człowiek, co z wierności Ojcu bywa sławny,
Choć krok przed domem Ojca – utracić go może!