Na Straży
nr 1996/3

Z KART HISTORII

ARIUSZ

„Urodził się prawdopodobnie w Cyrenajce ok. 256 r. , był kapłanem chrześcijańskim Kościoła aleksandryjskiego. Około 318 r. jego poglądy na temat Trójcy Świętej zaczęły się upowszechniać, wywołując pytania i krytyki. Bardzo szybko sprawa przybrała takie rozmiary, że Sobór Nicejski (325), rozważywszy problem, potępił w końcu doktrynę ariańską jako herezję. Ariusz nie poddał się jednak i spór trwał aż do jego śmierci w 336 roku.

Na czym spór ów polegał? Ariusz poddawał w wątpliwość konsubstancjalność (współistność) Logosu (Słowa), drugiej osoby Trójcy Świętej, z Ojcem. Jego zdaniem cały problem polegał na tym, jak pogodzić jedność Boga z jego trójistotnością oraz nieskończoność ze skończonością w dziele Stworzenia. W jaki sposób trzy różne Osoby mogą istnieć w pojedynczej substancji nie stworzonej? Zniesienie rozróżnienia trzech Osób już wcześniej zostało uznane przez Kościół za herezję, gdy potępiono doktrynę Sabeliusza. Ortodoksyjna doktryna nauczała, że Ojciec, Syn i Duch Święty, posiadając rzeczywiste osobowości, tworzą trzy różne istoty w jednej substancji. Było to nie do przyjęcia dla Ariusza, który rozdzielał byt Ojca od Syna. Słowo w jego mniemaniu było tylko stworzeniem, wprawdzie pierwszym i najdoskonalszym, niemniej tak odległym od bytu Ojca, jak odległa jest nieskończoność od skończoności. Powołując się na Ewangelię Jana, teolog aleksandryjski przyznawał, że wszystko pochodzi od Słowa, które było Stwórcą świata. Dlaczego Słowo? Ariusz, idąc w ślady Filona z Aleksandrii, tłumaczył, że Bóg nie mógłby nawiązać bezpośredniego kontaktu ze skończonością, potrzebował zatem pośrednika, aby stworzyć świat. Wybrał do tego Słowo, zarazem stworzenie i Stwórcę, coś na kształt budowniczego świata. Inaczej mówiąc, stworzenie było dziełem Ojca (zrodzonym z jego natchnienia), stworzenia zaś dziełem Słowa czyli Syna, który podjął idee Ojca i zrealizował je najlepiej, jak potrafił.

Syn w związku z tym nie jest konsubstancjalny z Ojcem; jest taką samą istotą jak stworzone przez niego, przewyższa je wszakże, ponieważ wszystko jemu zawdzięcza istnienie. Wyszedłszy z nicości, Syn – Słowo nie jest wieczny, bo miał początek. Jego inteligencja, choć nadzwyczajna, jest ograniczona, bo jest skończona. Syn nie jest też niezmienny, ma wolną wolę i może przestać być dobry, został też doświadczony pod postacią Jezusa Chrystusa, którego Ojciec zesłał, aby zbawił świat. Bóg wszechwiedzący z góry jednak był świadom, że Syn zwycięsko przejdzie próbę, dlatego wybrał go na Stwórcę świata, który następnie miał zbawić. W nagrodę za zasługi Bóg wyniósł Go do miana i godności Bóstwa. I to właśnie dowodzi, że Chrystus cierpiał jako Bóg. Dusza ludzka została w nim zastąpiona tym, co jest Synem Bożym.

Choć poglądy te wydają się miejscami sprzeczne, zwłaszcza w tym, co dotyczy relacji skończony-nieskończony, cieszyły się wielką popularnością. Ariusz swe teologiczne wnioski wielokrotnie wyrażał, cytowali je także jego przeciwnicy, głównie Anatazy. Potępiony przez swojego biskupa, Aleksandra Aleksandryjskiego, Ariusz zwrócił się do Euzebiusza z Nikomedii i próbował mu wyjaśnić swoją doktrynę, znacznie ją łagodząc. „Jesteśmy prześladowani, ponieważ mówimy, że Syn ma początek, podczas gdy Bóg jest bez początku. Musimy uciekać, ponieważ mówimy, że powstał z niczego, co w naszym rozumieniu znaczy, że nie jest częścią Boga ani nie powstał z materii, która wcześniej istniała”. Schroniwszy się w Nikomedii, Ariusz i jego najbliżsi uczniowie słali do Aleksandra listy wyjaśniające oraz wyznania wiary, tym razem powołując się na ustępy z Pisma Świętego:

„Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy” (Przyp. Sal. 8:22); „On jest obrazem Boga niewidzialnego – pierworodnym wobec każdego stworzenia” (Kol. 1:15); „Uniżył samego siebie, stawszy się posłuszny aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca” – Fil. 2:8-11.

Jezus nie z samego siebie posiada władzę:

„Dana mi jest wszelka władza” – Mat. 28:18.

Mnożyły się teksty ariańskie, a także polemiki z tekstami ortodoksyjnych przeciwników, Ariusz bowiem był wytrawnym dialektykiem. Był też dobrym taktykiem, toteż unikał jak mógł frontalnego ataku na Kościół: nie poruszał kwestii liturgii rzymskiej, sakramentów i ich udzielania. Jego zwolennicy mieszali się z innymi wiernymi w kościołach, tak że herezja ta bardziej przejawiała się w poglądach niż w otwartym buncie. Pod jego inteligentnym kierunkiem arianizm szybko się rozpowszechniał. Ariusz, człowiek mądry i roztropny, o ogromnej erudycji, posiadający łatwość wysławiania się, zyskał wielką popularność wśród prostego ludu. Podobno dla ilustracji swej tezy zapytywał kobiety: „Czy miałaś syna, zanim go urodziłaś?” W celach zaś propagandowych układał proste wiersze i piosenki ośmieszające pozorne sprzeczności ortodoksyjnego katolicyzmu. Umiejętności nawiązywania kontaktów zawdzięcza zresztą sympatię możnych, a nawet protekcję cesarzy.

Kościół w końcu się zaniepokoił i wezwał Ariusza na synod zwołany w Aleksandrii, gdzie herezjarcha został ekskomunikowany. W odpowiedzi Euzebiusz zwołał synod w Nikomedii, który zdjął ekskomunikę z Ariusza jako obrońcy Prawdy. Spór niebawem rozgorzał, obejmując wszystkie diecezje Wschodu. Pragnąc położyć mu kres, papież Sylwester I w 326 r. zwołał do Nicei sobór. Zebrało się na nim trzystu osiemnastu biskupów pod przewodnictwem trzech legatów papieskich. Ogromną większością głosów stwierdzono substancjalną równość między Ojcem i Synem, i ponownie potwierdzono ich współistność. Poza tym Ariusz został uroczyście potępiony i skazany na wygnanie. Wezwany do Kostantynopola przez cesarza Konstantyna, zmarł w 336 r. idąc przez miasto w orszaku euzebian”.

R- ( r. str. )
„Straż” / str. 

Z KART HISTORII

Drodzy Bracia i Siostry w Panu naszym Jezusie Chrystusie.

Łaska i pokój Boży niech będzie z Wami wszystkimi aż do osiągnięcia celu niebiańskiego powołania.

Chcemy podzielić się z Braterstwem doświadczeniami i spostrzeżeniami, jakie towarzyszyły w minionych latach braciom i siostrom na wąskiej drodze poświęcenia za Wodzem zbawienia Jezusem Chrystusem (Mat. 11:28-30; 7:14). Pragniemy nadmienić, że w tym 1997 roku przypada 60 rocznica urządzenia pierwszej dwudniowej konwencji W.B.P.Ś., jaka odbyła się w dniach 16 i 17 maja 1937 r. w Bydgoszczy.

Odbyła się ona u braterstwa Ludmina i Feliks Żdziubany. Pomimo, że warunki bytowe były na ogół skromne (było bezrobocie), bracia doceniali jednak takie wspólne zgromadzanie się na konwencjach, gdzie była możliwość korzystania ze Słowa Bożego, którym usługiwali bracia pielgrzymi i starsi zborów.

Wykładami z Pisma Świętego w tych dwóch dniach usłużyło ośmiu braci (Straż – sierpień 1937 r. Echa z konwencji). Wykłady były budujące, bo dotyczyły poświęcenia się Panu Bogu na służbę, jak również przybliżającemu się Królestwu Bożemu na ziemi, o które modlimy się w modlitwie „Ojcze nasz” – Łuk. 11:2-4. Pan Jezus przepowiadał apostołom, jakie miały być wydarzenia na całym świecie poprzedzające ustanowienie Królestwa Bożego na ziemi (Mat. 24:1-15; Łuk. 21:25-31).

Na tej konwencji osiem osób (sześciu braci i dwie siostry) okazało swoje poświęcenie Panu Bogu na służbę przez przyjęcie chrztu w wodzie przez zanurzenie. Dla upamiętnienia tej konwencji wykonane zostało zdjęcie fotograficzne braci i sióstr, którzy przyjechali z różnych stron Polski, aby pokrzepić swoje siły Słowem Bożym do dalszej wędrówki za Wodzem zbawienia Jezusem Chrystusem.

Zbór Pana w Bydgoszczy powstał z łaski Ojca Niebieskiego na początku lat 30-tych, po odłączeniu się niektórych braci od Towarzystwa. Powodem była niezgodność niektórych nauk zmienionych przez Towarzystwo po śmierci Wiernego Sługi br. Russella, który wydał pokarm na czas słuszny (Mat. 24:45-47). Jak wspominali już nieżyjący bracia było to rozstanie bolesne i niezbyt przyjemne (1 Kor. 14:20; Kol. 2-8). Do wybuchu II wojny światowej w 1939 r. nabożeństwa odbywały się w prywatnych mieszkaniach braci np. Piotr Lewandowski ul. Sieradzka, Marcin Brzykcy ul. Toruńska 73. W międzyczasie zbór odwiedzali pielgrzymi: A. Stahn, W. Wojtkowski, M. Grudzień, J. Gumiela, br. Gładysek i inni bracia starsi.

Krótko przed wybuchem II wojny światowej w 1939 r. przyszło na braci w zgromadzeniu doświadczenie. Badaczami Pisma Św. najbardziej zainteresowali się przełożeni Kościoła rzymsko-katolickiego – księża. Do pomocy były użyte też zakonnice. Nawiedzały one niektóre rodziny braci i namawiały, by powrócili do kościoła, obiecując pomoc w otrzymaniu pracy. W tym czasie większość braci nie miało stałej pracy. Rozmowy zakonnic z tymi rodzinami nie przynosiły pożądanego skutku, więc użyto zastraszenia. Pewnego dnia brat Piotr Lewandowski, u którego odbywały się nabożeństwa przyszedł do pracy i jego współpracownik oznajmił mu, że na drzwiach kościoła, przy ulicy Farnej w Bydgoszczy, wywieszona jest lista rodzin badaczy Pisma Świętego. Na niej nadmienione jest, że będą wywiezieni do obozu pracy w Berezie (obecnie to miasto znajduje się na terenie Białorusi ok. 120 km na wschód od Brześcia nad Bugiem). Do 1939 r. miasto to było pod rządami Polski. Brat ten upewniwszy się, że taka lista została wywieszona poinformował braci w zborze. Wiadomość tę przyjęto z powagą polecającą się opiece Bożej. W tym czasie w całej Polsce nastawienie katolików do badaczy Pisma Św. było jak zwykle nieprzychylne. Wiele trudności mieli bracia np. z pochówkiem na cmentarzach rzymsko-katolickich. Zezwalano na pochowanie zmarłego w końcu cmentarza, w pobliżu ogrodzenia, na miejscu „nie poświęconym”. Pomawiano braci o herezję i czyniono różne przykrości.

Aby jeszcze bardziej przyczynić się do udręczenia tych, którzy nie uczęszczali do kościoła katolickiego, władze kościelne w Bydgoszczy uzgadniały z kierownictwem niektórych zakładów pracy, żeby nie przyjmować do pracy tych ludzi, którzy nie posiadają poświadczenia, że byli u spowiedzi kościelnej.

Wywieszenie wspomnianej listy na drzwiach podziałało na jednego z braci w zgromadzeniu; zaprzestał uczęszczać na nabożeństwa i ogłosił w prasie, że z badaczami nie ma nic wspólnego. Do wywiezienia do obozu nie doszło, bo niedługo wybuchła II wojna światowa. Okazało się jednocześnie, że księża w Bydgoszczy za aprobatą biskupstwa uradzili, aby taką listę wywiesić na drzwiach. W dużej mierze przyczynił się do tego ks. Schulc z Bydgoszczy, który zasiadywał wówczas w radzie miasta i miał dostęp do ewidencji związków wyznaniowych. (O działalności tego księdza wspomniane jest w książce pt. „Bydgoszcz 3 września 1939 r.” wydana w 1959 r. autor – Ryszard Wojan).

Gdy okupacja skończyła się i nastąpił koniec wojny, bracia ponownie zaczęli się zgromadzać. Nabożeństwa odbywały się u braterstwa Pelagia i Jan Świderski przy ul. Modrakowa 89. Mając doświadczenie z niezgromadzania się w czasie okupacji niemieckiej – bracia tym bardziej docenili ten przywilej braterskiej społeczności, dziękując Panu Bogu za opiekę i kierownictwo. Również urządzane były konwencje w latach 50-tych i 60-tych, na których gościli bracia pielgrzymi: Wojtkowski, Gładysek, Kamiński, Suchanek, Gumiela, Lewandowski, Kopak Dymitr i Jan oraz inni bracia starsi.

Dołączamy również zdjęcie (na przedostatniej stronie) z jednej konwencji urządzonej w 1959 r. w Bydgoszczy. Zgromadzaliśmy się w tym miejscu od 1946 r. do 1980 r., aż do czasu, kiedy z powodu starości obydwoje braterstwo Świderscy zmarli. Następnie w 1980 r. uzgodnili bracia, że nabożeństwa będą się odbywały u braterstwa Krystyna i Jan Szopiński ul. Dąbrowskiego 39/36, gdzie zgromadzamy się do dnia dzisiejszego. Spoglądając obecnie z perspektywy przeżytych kilkudziesięciu lat, że głoszone przez braci podstawowe nauki Pisma Św. odnośnie zbliżającego się Królestwa Bożego na ziemi stają się obecnie lepiej zrozumiałe (Łuk 21:29-31; Mat 24:32-33).

Kończąc te wspomnienia pragniemy zachęcić braci, aby nie ustając, wytrwale kroczyli po tej wąskiej drodze, gdyż za wytrwałość w wierze przyobiecana jest wielka nagroda (Obj. 2:10).

Pragniemy też przekazać wszystkiej braci w Chrystusie nasze bratnie i chrześcijańskie pozdrowienie, życząc opieki i błogosławieństwa Bożego oraz wytrwania w poświęceniu aż do zwycięstwa (Psalm 15 i pieśń 354.

Pozostajemy w bratniej miłości

Zbór Pana w Bydgoszczy

R- ( r. str. )
„Straż” / str. 

Z KART HISTORII

Wspomnienia o braciach, którzy w czasie okupacji niemieckiej zginęli w pow. biłgorajskim, woj. lubelskiego.

W pamiętnym roku 1939, pierwszego września, gdy zerwała się burza wojenna, cała Polska została zalana niemiecką inwazją. W tym czasie w niektórych miejscach naszego kraju dokonano olbrzymich zniszczeń, natomiast w naszych stronach ta fala przeszła w miarę spokojnie, szczególnie tam, gdzie wioski znajdowały się zdala od dróg. To też i nasi bracia w tych stronach niewiele ucierpieli, nawet zebrania na modlitwy i badanie Słowa Bożego nie zostały przerwane. Po niedługim czasie nawiązaliśmy łączność ze wszystkimi braćmi na terenie powiatu biłgorajskiego. Wówczas jedyną naszą troską było nawiązać łączność ze wszystkimi braćmi i siostrami rozproszonymi po całym kraju. Jednak z powodu przerwy kolejowej i pocztowej czekaliśmy długi czas zniecierpliwieni na jakiekolwiek wiadomości od braci.

Oddaleni od innych Zborów Pańskich, staraliśmy się wykorzystać każdą sposobność na budowanie się w wierze Jezusowej. W takim spokoju i pod ochroną Najwyższego przeżyliśmy do lutego 1940 roku.

W tym czasie Pan dozwolił na wielki cios, którym nie tylko bracia, ale i cała okolica została wstrząśnięta. Otóż pewien osobnik (którego nazwisko zostało później ujawnione) z zazdrości wniósł do gestapo w Biłgoraju fałszywe oskarżenie na brata Józefa Andrzejewskiego, zamieszkałego we wsi Sól, donosząc, że jest on polskim patriotą, a w dodatku jest także Żydem. Gestapo przyjechało do wioski i przez dłuższy czas dopytywali się mieszkańców, gdzie ten Żyd mieszka. Trudność polegała na tym, że mieszkańcy wioski nie wiedzieli, o co chodzi i o jakiego Żyda, gdyż brat Andrzejewski nie był Żydem. W końcu odnaleźli zabudowania, a gdy weszli do mieszkania, szukali broni. Zamiast broni znaleźli Pismo Święte i po otwarciu, spojrzawszy na Stary Testament – powiedzieli: To jest Żyd. Cały dom został splądrowany i obrabowany, a brata Andrzejewskiego o godzinie 13 aresztowano i odwieziono do więzienia w Biłgoraju. Siostrze, żonie brata Andrzejewskiego powiedziano, że go zaraz zwolnią. Lecz stało się inaczej, bowiem bez żadnego śledztwa i bez sądu o godzinie 19 wieczorem, tego samego dnia, 10 lutego 1940 roku został on rozstrzelany. Stało się to w sposób następujący (jak później opowiedział żonie tego brata strażnik więzienny), że do celi więziennej, gdzie przetrzymywano brata, weszło dwóch gestapowców i powiedzieli mu, że jest zwolniony i może iść do domu. Brat Andrzejewski wyszedł, być może nie przeczuwając nic złego, lecz gdy tylko przeszedł bramę więzienną, jeden z gestapowców idących z tyłu za nim, strzelił mu prosto w głowę, raniąc go śmiertelnie. Prawdopodobnie brat ten miał się jeszcze podnieść z ziemi i powiedzieć: Za co mnie zabijacie? Ja wam nic nie winien, ale gestapowcy oddali jeszcze kilka strzałów w piersi brata, dobijając go. Potem przyprowadzono kilku Żydów, którym kazano zagrzebać zwłoki tuż przy ogrodzeniu więziennym.

W zabitym zbór stracił gorliwego brata, żona dobrego męża, a cała okolica dobrego człowieka i zdolnego fachowca mechanika-ślusarza.

Po tym smutnym wydarzeniu życie znów potoczyło się zwykłym trybem. Korzystając nadal ze sposobności zgromadzania się, nawiązaliśmy łączność prawie ze wszystkimi zborami na terenie okupowanego kraju. Na nowo mieliśmy zorganizowany porządek międzyzborowy i tak trwało przez pewien czas. Jednak w dniu 1 maja 1941 roku zostaliśmy rozwiązani, co było dla nas wielkim ciosem. Wspominając na ostrzeżenie dane przez Pana w proroctwie Izajasza 26:20 i Amosa 5:13 zrozumieliśmy, że na świat przychodzi wielka burza. Nadal zgromadzaliśmy się na badanie Słowa Bożego, lecz w ukryciu, a czyniliśmy to z wielką ostrożnością. Jednak trwało to niedługo. Okupant rozpoczął nową wojnę z Rosją sowiecką, a na ziemiach polskich stosował coraz to większy terror. Rozpoczęły się nowe doświadczenia połączone z cierpieniami i licznymi ofiarami wśród braci.

Pierwszą z wielu ofiar był brat Mikołaj Pietrus, zamieszkały w Zamchu, gmina Babice. Do wioski przyjechała kolumna gestapowców, którzy na liście mieli nazwiska 20 mężczyzn, w tej liczbie figurował na liście wyżej wspomniany brat i brat Roman Kopak. Szczęście, że w tym czasie tego ostatniego nie było w domu, więc pozostał przy życiu. Natomiast brat Pietrus został zabrany z domu wraz z innymi czterema mężczyznami z tej samej miejscowości, których następnie zawieziono do sąsiedniej gminy – Woli Różanieckiej i tam wszystkich rozstrzelano. Było to w dniu 16 października 1942 roku.

Brat Mikołaj Pietrus był sługą zboru i cieszył się ogólnym uznaniem wśród braterstwa. Osierocił on żonę i troje dzieci, dwie córki i jednego syna. Od tego czasu, a szczególnie od momentu wymordowania Żydów, Niemcy dokonywali coraz więcej gwałtów na ludności polskiej, tak że gestapo przez stosowane okrucieństwa wobec ludności było wielkim postrachem w okolicy.

Następny tragiczny wypadek stał się 12 listopada 1942 roku we wsi Różaniec – na wiadomość, że przyjechało gestapo, brat Bazyli Wnuk wyszedł ze swego domu, udając się do pewnego gospodarza mieszkającego na kolonii. Akurat Niemcy zrobili najazd na to gospodarstwo, podpalając budynki, w których wspomniany brat poniósł śmierć w płomieniach.

Brat Bazyli Wnuk był już w podeszłym wieku, ale był człowiekiem nadzwyczaj gościnnym. W jego zabudowaniach odbyło się kilka konwencji, których koszta pokrywał on sam z własnych pieniędzy.

Rok 1943 zapisał się w pamięci ludności powiatu biłgorajskiego tragicznymi wydarzeniami. Ten koszmar nie zostanie nigdy zapomniany. Pacyfikacje wsi, masowe wywózki do obozów oraz na przymusowe roboty do III Rzeszy były zjawiskiem bardzo częstym, tak że i niektórym naszym braciom przypadł ten los znalezienia się w obozach śmierci – w warunkach trudnych do opisania.

W czerwcu 1943 roku, dowództwo gestapo ściągnęło znaczne siły wojska do powiatu biłgorajskiego. Wojska te przeprowadziły masowe wysiedlenie ludności polskiej w całym powiecie. W niektórych wioskach rozdzielano rodziny i zabierano samych mężczyzn, natomiast w innych brano całe rodziny i wszystkich wywożono do obozów położonych w Zwierzyńcu, w Zamościu i do osławionego obozu śmierci – Majdanka k/Lublina, gdzie masowo ginęli ludzie z powodu głodu i różnych chorób. W tym to czasie zginęło dwóch naszych braci: brat Feliks Drożdziel i Piotr Drożdziel. Zostali oni zabici w czasie obławy w dniu 5 lipca 1943 r., wspólną ich mogiłę odnaleziono dopiero 12 września 1943 r., z której wydobyto zwłoki i pochowano na cmentarzu w Józefowie, w miejscu ich zamieszkania.

Brat Drożdziel Feliks osierocił żonę-siostrę w Chrystusie i czworo dzieci. Był to brat bardzo gorliwy w Prawdzie i całym sercem oddany Panu.

Brat Drożdziel Piotr osierocił żonę-siostrę w Chrystusie i dwóch synów. Brat ten był najstarszym bojownikiem wiary Jezusowej w tutejszym zgromadzeniu.

Trzeci brat Wiktor Haczykowski zabrany był do obozu w Zwierzyńcu, a stamtąd jako zakładnik odesłany do obozu śmierci – Majdanka, w którym zakończył swoje młode życie.

Brat Wiktor Haczykowski z dzieciństwa ofiarowany Panu, przeżywszy lat 24, zakończył swoje życie w dniu 13 października 1943 r., pozostawiając po sobie miłe wspomnienia, cieszył się uznaniem nie tylko pomiędzy braćmi, ale i pomiędzy sąsiadami.

Po roku czasu, w czerwcu 1944 r., znów została przeprowadzona przez gestapo podobna akcja, w której wielu braci padło ofiarą, zostali oni zabrani do obozu śmierci – Majdanka. Lecz po pewnym czasie zbliżał się w kierunku Lublina front wojenny. Na odcinku Lublina nastąpiło silne uderzenie wojsk sowieckich i Lublin został błyskawicznie i niespodziewanie przez nich zajęty. Tym samym i obóz na Majdanku został niespodziewanie wyzwolony. Działo się to tak szybko, że wojska niemieckie już nie zdążyły wymordować więźniów, chociaż zamierzali to uczynić. To spowodowało, że wszyscy bracia szczęśliwie powrócili do swoich domów i rodzin. Widzimy w tym opatrznościową rękę Pańską, która zniweczyła okrutne plany okupanta. Wdzięczni jesteśmy Ojcu Niebieskiemu za zachowanie tych braci przy życiu, a jednocześnie za przywrócenie nam błogiej sposobności wspólnego zbierania się na badanie Słowa Bożego. Już od lipca 1944 r. bracia i siostry zaczęli normalne nabożeństwa w powiecie biłgorajskim, wznawiając porządek, obierając starszych po zborach, według porządku i karności Nowego Stworzenia, a we wrześniu mieliśmy już dwudniową konwencję lokalną w miejscowości Żary, u braterstwa Schabów, na której poświęciło się na służbę Bogu przez zanurzenie w wodzie 15 nowych bojowników, braci i sióstr.

Będąc wielce pocieszeni, widząc, że Pańskie rozgniewanie chwilowo minęło, lud Pański znów wyszedł na widownię z ukrycia, by dokończyć pracy w winnicy Pańskiej, zanim nadejdzie zapowiedziana ciemna noc ucisku (Ew. Jana 9:4).

Braterstwu, którzy byli złączeni związkiem krwi z braćmi, którzy zginęli, życzę szczególnej łaski i pomocy Bożej w dalszym postępowaniu po wąskiej drodze, pamiętając na słowa pociechy wyrażone przez apostoła Pawła 1 Tes. 4:13-18. Pan już jest obecny.

Współuczestnik obozu na Majdanku

R- ( r. str. )
„Straż” / str.